Pustynia Chihuahua i wesołe przygody małego żyjątka

in #pl-artykuly5 years ago

Z reguły gdy opowiadam o podróżach, tych pięknych i niesamowitych miejscach, słodycz wylewa się litrami.
Do tego kilka ładnych obrazków i mamy wspaniały całokształt.
Happy Travel pełną gębą.

Ale bywa też nie fajnie. Czasami jest tak, że się odechciewa. Czasami jest tak, że ciarki przechodzą. To będzie taka własnie historia.

To opowieść o pewnym marzeniu - wybrać się samotnie na pustynie. Na pustynie na której mnie wcześniej nie było. Do miejsca którego nie znam.
Siedziałem któryś tydzień już na florydzie i trochę zaczynało mi się nudzić.

Wybieram się więc na tą pustynie. Zobaczyć, przeżyć, poczuć. Przejechać się motorem. Pustynia Chihuahua wydawała sie odpowiednia.

800pxVanHornTX_2008.jpg
fot. viki

Niedaleko granicy z Meksykiem uzupełniam zapasy i wbijam się w pustkę. Plan prosty. Wjechać na jakieś sto mil, przesiedzieć pod namiotem noc, może dwie i wrócić.
GPS, telefon, analogowa mapa – zabrane, powinno wystarczyć. Powiedzmy.

Biwakuje jakieś 80 mil od drogi. Prosto, prosto prosto, a potem troche w lewo na te fajne góry.

Drugiego dnia szykuję się do powrotu. Oczywiście telefon nie bangla, a GPS nie może zlokalizować żadnego satelity (?? na pustyni ??). Nie przejmuje się tym jednak za bardzo. Jestem niedaleko i wiem mniej więcej w jakim kierunku powinienem jechać.
Trochę w prawo i prosto, prosto prosto.

W końcu decyduje się przesiedzieć pod namiotem jeszcze jedną noc. Na rano zostanie mi trochę czekolady jakiś batonik energetyczny, trochę wody, trochę coli i gumy do żucia. Będzie git.

Znowu biegam z kamerą, robię głupie foty. Wyje do księżyca. Gapię się w niebo - godzinami. Jest pięknie.
Zasypiam szczęśliwy przed namiotem w śpiworze gapiąc się w gwiazdy.

anza.png
fot.urania

Budzi mnie ból ręki. Taki prawdziwy. Jakby mi ktoś łapę upitolił.
Gdy tylko podniosłem głowę dopadają mnie mdłości. Tak intensywnie zaczynam rzygać, że ledwo udaje mi się odturlać od śpiwora żeby go nie upaskudzić.

Rzygam klęcząc. Podpieram się lewą ręką żeby tylko nie wpaść mordą w te rzygi. Druga ręką pali niemiłosiernie. Ja Rzygam.

Ból z ręki zaczyna się przenosić na całe ciało. Teraz już pali mnie wszystko. Przy każdej próbie ruchu ból jest jeszcze większy. Zaczynam już rzygać dziwnymi kolorami – krew? Cieknie mi z nosa, mam nawet wrażenie, że z oczu i uszu też.

Kompletnie nie mogę się ruszyć. Po jakimś czasie udaje mi jednak wylądować na boku. Nogi dalej podkurczone, w pozycji na klęczkach, bez czucia. Prawej ręki też już nie czuje kompletnie. Tylko ogień.

Wydawało by się, że wyrzygałem już wszystko co można było wyrzygać... a jednak rzygam dalej. Wyrzyguje każdy narząd wewnętrzny po kolei. Takie mam przynajmniej wrażenie.

Po kilku godzinach nie czuje już kompletnie ciała. Tylko ból. Ogień. Wszystko mnie pali. Już nie rzygam. Leżę na boku i cieknę cały. Czuję smród gówna, rzygów i krwi?.

Przed oczami mam wielką plamę moich wnętrzności, kawałek śpiwora i pustynie. Nic więcej nie mogę zobaczyć.

Ból przychodzi falami. Boli tak jakby już bardziej nie mogło a potem się okazuje, że jednak może. Pali mnie wszystko. Jakbym pływał w lawie. Chcę krzyczeć i wrzeszczeć ale tylko charczę. Leżę i modlę się do wszystkich bogóch boszków i innych jakich znam. Leżę i proszę o litość, proszę o śmierć. Byle szybko. Byle teraz.

Leżę, spalam się, cieknę i płaczę. Choć nie płaczę.

W głowie wojna. Ryk bólu i użalania się nad sobą.

Tu oto Umieram. We własnych rzygach i gównie.
Na środku niczego.
Nikt mnie tu nawet nie znajdzie, nikt nie będzie wiedział.
Co ja tu robię. Po co to wszystko. Tyle chcę jeszcze powiedzieć.
Umieram po raz pierwszy wycharczając imię kochanki po raz ostatni.

Jednak nie. Ogień budzi mnie jakoś nad ranem. Boli jeszcze bardziej. Ale już nie rzygam. Każdy wdech przychodzi z coraz większym trudem... a więc tak to się skończy.

W myślach płaczę i znowu piszę listy do tych których kocham. Przepraszam i liczę na rozgrzeszenie. Czekam już tylko na tunel, światło, rękę, kostuchę czy co tam ma po mnie przyleźć.

Gapię się na robactwo taplające się w tym co jeszcze chwilę temu było mną i tym co było we mnie. Tak mija prawie cały dzień. W spazmach bólu, kradnąc każdy oddech. Razem z falami ognia przychodziła i odchodziła chęć do życia. Chęć do walki. Poddałem się milion razy.

Po południu poważnie zaczynam się już dusić. W końcu!
Umieram po raz drugi z wszystkimi których kocham w głowie. Z każdym z nich z osobna pożegnany tysiąc razy. Tu. Dla nich Tam.

Znowu budzi mnie jakiś robal łażący mi w ustach. Krztuszę się i wyrzyguje go powietrzem. Zaraz tego bardzo żałuje. Gardło jak tarka. Ledwo mogę wziąć kolejny mały wdech.
Pić. Próbuję się jakoś ruszyć ale poza bólem nie czuje nawet palca.
Leżę tak gapiąc się na ten kawałek śpiwora i tą breje przede mną i nagle to do mnie trafia.

Trafia do mnie. Jest noc. Wpadam w panikę.
Zaraz zlezą się jakieś drapieżniki i zaczną mnie żreć żywcem! A ja kurwa jeszcze dycham! Żreć żywcem! nawet ich nie odgonie!
To była najbardziej przerażająca myśl w moim życiu.

Nie wiem po co i nie wiem dlaczego, ale jeszcze nie umarłem.
Zapach jaki się tu unosi ściągnął już całe robactwo z okolicy, jestem pewien, że nie tylko robale to czują.

Nie chcę tak. Pożarty żywcem. Tylko nie tak. Panika i bezsilność. Znowu niemy płacz.

Próbuje się udusić. Wstrzymuje oddech jak tylko mogę ale ni cholery nie udaje mi się umrzeć. Próbuje raz drugi, piaty, nic. Czekam więc w tych swoich spazmach przeklinając w głowie cały świat.
Zaczynam zamarzać. Jest mi zimno, naprawdę zimno. Jak można zamarzać gdy całe ciało pali cię żywym ogniem. A jednak!

Jestem tak wściekły na to wszystko, że zaczynam się drzeć. Próbuje się drzeć. Próbuje tak bardzo, że w końcu z mojej gardzieli wydobywa się jeden mały jęk.
Zaraz po tym umieram po raz trzeci. Tu opuszczony przez resztki powietrza..
Budzi mnie palące słońce ale wciąż jest mi niesamowicie zimno.

Pierwsza myśl pić. Namiot stoi za mną. Nie widzę go ale wiem, że tam jest. Pić. W nim woda. Pić. Przy motorze cola. Pić. Próbuję się ruszyć. Nic z tego. Pić. Przy każdej próbie tylko stękam i jęczę. Pić.

Stękam i jęczę!
To jest jakiś dźwięk. Całą siłą woli koncentruje się na swoim ciele.
Przegląd. Kolejna myśl. Łatwiej mi się oddycha. Więc jednak jest jakaś nadzieja. Podejmuje walkę na nowo.

Do wieczora udało mi przekręcić na tyle, że widziałem kawałek motoru i namiot.
Bliżej był motor i cola.
Traciłem przytomność z tysiąc razy ale nad ranem miałem małą butelkę coli przy sobie.
Nie potrafiłem jej odkręcić godzinami. Szarpiąc się z zakretką odpadły mi trzy paznokcie.

Próbowałem ją nawet przegryźć.
W końcu przebiłem butelkę o wystający kawałek śruby z nóżki motocykla. Popłakałem się gdy usłyszałem sssss i cienki strumyk zaczął lecieć mi po twarzy.

Spędziłem tam w namiocie jeszcze dwa dni. Ssąc czekoladę i gumy do żucia. Wszystko malutkimi porcjami. łyczek za łyczkiem, zamoczyć tylko koniuszek języka. Żeby tylko znowu nie wyrzygać
Ćwierć kostki czekolady. Kawałek gumy.
Gdy skończyła się woda trzeba było jechać. Nie czułem się na siłach ale trzeba było.

To nie była przyjemna jazda. Powolutku żeby tylko nie spaść znowu.
Jak dojechałem do asfaltu byłem szczęśliwy. Gdy dojechałem do pierwszej zabudowy, małego sklepu, wiedziałem już że będzie dobrze. Wszedłem.

Na mój widok kobieta w środku zaczęła krzyczeć i uciekła. Nie miałem pojęcia o co chodzi, ale chwilę później pojawiło się parę innych osób.
Dopiero w łazience jak spojrzałem w lustro zrozumiałem przerażenie tej kobiety. Zamiast nosa był wielki strup. Wszystko było w zaschniętej maziokrwi?. Oczy, nos, usta. Cały byłem jedną wielką plamą wszystkiego co ze mnie wypłynęło.

Spędziłem tam pięć dni dochodząc do siebie. Leżąc w łóżku i pijąc przez słomkę papki. Ludzie z okolicy przychodzili mnie oglądać.
Był znachor, był lekarz, była policjantka. Były dzieci pokazujące mnie palcem i szeptające coś do ucha.

W ogólnym bilansie straciłem tam 12 kg, cztery paznokcie, jednego zęba i trochę pewności siebie. Chociaż sam nie wiem jak to liczyc bo mały paznokieć schodził mi trzy razy.

A wszystko przez jednego małego skorpiona. Ponoć. Chyba.

Sort:  

Ja mam nieraz takie abstrakcyjne marzenia by przebywać sam na sam z niczym, gdzieś tam w przyrodzie, gdzieś tam, gdzie szanse spotkania człowieka są zerowe... yyy to znaczy miałam, do czasu przeczytania Twojego tekstu. Jakie szczęście, że jednak życie moje toczy się tak jak się toczy, a jedne z większych wycieczkowych niebezpieczeństw jakie mnie spotkały to sztuczne dinozaury w Solcu :D
Ciesze się, że mimo, że umierałeś tyle razy jesteś jednak tutaj z nami! ;)

Bardzo często mam takie marzenia własnie. Już nawet nie chodzi o to by być sam na sam z niczym ale bardziej w miejscu gdzie nie ma, nie było wiele osób.
To taki chyba gen odkrywcy, ale że już nie za bardzo mamy co odkrywać to pozostaje szwendanie sie w miejscach odludnych.

Enjoy the vote and some free shit!

I dont think I thanked for shit before :)
Thank You :D

Ta opowieść wyleczyła mnie z romantycznej ciągoty do bezludnych, otwartych przestrzeni. Też miałem przygodę z nocnym dziabnięciem skorpiona gdzieś na Peloponezie, ale nie był to taki horror. I otrzymałem pomoc medyczną od przygodnych turystów. To ja już sobie będę zwiedzał na street view. Tym bardziej, że zawsze podróżuję sam. Koniec z tym.

No właśnie pies pogrzebany jest w tym samotnym podróżowaniu.
Uwielbiam to, ale od tamtej pory troche sie cykam i jak głupi oglądam w necie każdego robaka jakiego mogę spotkać.
I tak kończy się to zwykle bardziej załadowanym plecakiem i tyle. Dochodzą jakies epipeny dodatkowe tabletki i można jechać.
Nie ma co się szczypać za bardzo
Biorąc pod uwage liczbe wycieczek to jedna hardcorowa przygoda nie zniechęci mnie :D

Przerażające. I takich historii się obawiam we włąsnych podróżach.

Nie ma co się obawiać ale warto wyciągnąć z tego jakieś wnioski.

Samotne podróże to wyzwanie i z reguły można liczyć tylko na siebie. Warto więc przed podróżą spędzić trochę czasu na necie i poczytać o czyhającym niebezpieczeństwie.

No i teraz nigdzie się bez epipena nie ruszam :)

Posted using Partiko Android

Hi! I am a robot. I just upvoted you! I found similar content that readers might be interested in:
https://jedenlife.blogspot.com/2014/10/pustynia-chihuahua-i-inne.html#!

Congratulations, Your Post Has Been Added To The Steemit Worldmap!
Author link: http://steemitworldmap.com?author=yellowmode
Post link: http://steemitworldmap.com?post=pustynia-chihuahua-i-wesole-przygody-malego-zyjatka


Want to have your post on the map too?

  • Go to Steemitworldmap
  • Click the code slider at the bottom
  • Click on the map where your post should be (zoom in if needed)
  • Copy and paste the generated code in your post
  • Congrats, your post is now on the map!

Thank You :)

Posted using Partiko Android


You have been rewarded with some SHIT! Take a trip to the bathroom to stake and manage your worthless tokens.

Congratulations @yellowmode! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :

You published more than 100 posts. Your next target is to reach 150 posts.

You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

Do not miss the last post from @steemitboard:

The Steem community has lost an epic member! Farewell @woflhart!
SteemitBoard - Witness Update

You can upvote this notification to help all Steem users. Learn how here!

Gratulacje! Twojej wysokiej jakości treść podróżnicza została wybrana przez @saunter, kuratora #pl-travelfeed, do otrzymania 100% upvote, resteem oraz podbicia całym trailem @travelfeed! Twój post jest naprawdę się wyjątkowy! Artykuł ma szansę na wyróżnienie w cotygodniowym podsumowaniu publikowanym na koncie @pl-travelfeed. Dziękujemy za to, że jesteś częścią społeczności TravelFeed!

komentarz.png

Dowiedz się więcej o TravelFeed klikając na baner powyżej i dołącz do naszej społeczności na Discord.

Thank You :)

Posted using Partiko Android