Drogi pamiętniczku: Back with a Bang, czyli nowy rok (akademicki)

in #polishlast year

Tytułowa onomatopeja „bęg” odnosi się do niespodziewanego awansu zawodowego, który mnie ostatnio spotkał. Otóż, imaginujcie moi mili, zostałem operatorem gongu. Takiego prawdziwego, wykonanego z żelastwa i wydającego z siebie głęboko rezonujący dźwięk. Brzmi dziwacznie? Spokojnie, już wyjaśniam.

parade.jpg

Każdego roku w dniu pierwszego października najstarsza polska wszechnica ever wchodzi w nowy rok akademicki po długiej letniej przerwie. Tego dnia o poranku odbywa się całkiem dawna i czcigodna ceremonia znana jako pochód profesorski. Najważniejsze osoby z akademickiego świecznika, czyli profesorowie wszystkich wydziałów, dziekani i Jego Magnificencja we własnej osobie przechodzą ulicami Krakowa odziani w tradycyjne stroje i oświetleni splendorem specjalnie wyciąganych na tę okazję insygniów uniwersyteckich. Uroczystość rozpoczyna się w wiekowych murach Collegium Maius, pierwszej siedziby uniwersytetu, i właśnie tutaj do gry wkraczam ja i koledzy moi płci obojga.

Wszystko trzeba bowiem odpowiednio przygotować, a do zrobienia jest wiele. Dużo czasu zajmuje, na ten przykład, rozstawienie w odpowiednich miejscach wieszaków ze starymi togami i biretami, czyli strojem ceremonialnym, tak żeby każdy uczestnik mógł łatwo i szybko przebrać się po przybyciu na miejsce. Rozwija się w salach muzealnych czerwone dywany czy szykuje rozmaite insygnia, głównie berła uniwersyteckie. Musicie bowiem wiedzieć, że takie berło przysługuje każdemu z wydziałów, a do tego jeszcze cztery niosą przed rektorem pedlowie (o nich trochę później), niczym rózgi liktorskie noszone przed wysokimi urzędnikami w starożytnym Rzymie.

berla.jpg

Część zgromadzonego na tę okazję personelu (tzw. pracownicy nie będący nauczycielami akademickimi w oficjalnym żargonie) bierze bezpośredni udział w pochodzie. Wspomnieni powyżej pedlowie, również odziani w strój quasi-średniowieczny, wznoszą wysoko insygnia, tymczasem kilku pracowników przy ruszaniu pochodu w muzealnych wnętrzach uruchamia zabytkowe mechanizmy zegarowe, żeby zapewnić oprawę muzyczną.

gong.jpg

Jest też potrzebny On. Wybraniec bogów i muz, który troskliwie zajmie się urządzeniem z obrazka powyżej. W tym roku ta zaszczytna funkcja przypadła właśnie mnie, ale oczywiście nikt nie podał mi niezbędnych szczegółów, więc na miejsce akcji wpadłem, zziajany i spóźniony o kilka minut, z dramatycznym pytaniem na ustach: Czy ktoś ma instrukcję obsługi gongu? Na szczęście okazało się, że rzecz jest prosta: mam ustawić się na czele pochodu, stanąwszy nieco z boku, by uniknąć stratowania, i na znak dany przez sympatycznego kolegę z Działu Organizacji (pozdrawiam!) uderzyć pałką w żelastwo dzierżone w ręku. Pozostałe dwa uderzenia mają nastąpić, kiedy na horyzoncie ukażą się, jak zrozumiałem, niesione laury (?) i w końcu na cześć kroczącego na końcu rektora.
Wspomniane „laury” trochę mnie zdziwiły, bo nigdy wcześniej o nich nie słyszałem. Czyżby nowy element ceremonii, w którym przed szefem wszystkich szefów niosą na poduszkach wawrzyn niczym kiedyś przed cezarami? Wzruszyłem ramionami i przygotowałem się do akcji.

Skończyły się gorączkowe przygotowania, wszyscy stoją na miejscach startowych. Na dyskretne skinienie kolegi-zawiadowcy uderzam w gong po raz pierwszy. Wesoła kawalkada dostojnie sunie przez ciasne muzealne sale. Przewijają się wydziały, od najmłodszego począwszy, w końcu pojawiają się znajome togi medycyny i prawa. Obiecanych laurów wciąż nie widać i po plecach płynie lodowata ciecz. Rektora za to widać bardzo dobrze, cztery najważniejsze berła w rękach pedlów dostrzegłbym z odległości mili morskiej. Uderzenie drugie.

Dostojnie profesorowie opuszczają gmach, pora na generalne porządki, czyli usunięcie czerwonych dywanów, i tak dalej, Ze skruszoną miną pytam zwierzchniczki, gdzież to zapodziały się obiecane laury. Okazuje się, że polecenie wydane godzinę wcześniej brzmiało „drugi gong gdy widzisz laureatów”. Znaczy się, osobników całkiem niedawno wysoko odznaczonych. Cóż, następnym razem każę to sobie wydrukować w trzech egzemplarzach.

Podsumowując: odwieczny(?) protokół lekko zepsuty, skuteczność gongowania 66%. Not bad, not terrible. Może za rok dostanę szansę na poprawienie wyniku.

Sort:  

Czy operator gongu to nie jest czasem "gongster"?

To by się zgadzało, istny gongsta paradise.

Congratulations @wayward-dreams! You have completed the following achievement on the Hive blockchain and have been rewarded with new badge(s):

You got more than 100 replies.
Your next target is to reach 200 replies.

You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

Support the HiveBuzz project. Vote for our proposal!