Pamiętniczku: Łatwo, zbyt łatwo

in #polishlast year

„To nie paranoja, jeżeli ONI naprawdę chcą cię dopaść,” głosi internetowa mądrość (tłumaczenie własne, swobodne). Należę do tych ludzi, którzy robią się wyjątkowo podejrzliwi, kiedy życie nagle zaczyna nas rozpieszczać. Pewnie większości z nas zdarzały się takie szóstki w totolotka podarowane od losu. Dajmy na to: jest piątek, koniec wyjątkowo ciężkiego tygodnia w fabryce. Wracamy do pracy i nagle okazuje się, że zwykle zakorkowane ulice nagle stały się puste. Do tego sygnalizacja świetlna spiskuje na naszą korzyść i mamy „zielone” na całej trasie, bez sekundy czekania na skrzyżowaniu. Kiedy wysiadamy z samochodu, przechodząca obok piękna nieznajoma posyła nam oszałamiający uśmiech. A już po powrocie na kwaterę znajdujemy w skrzynce list z informacją, że właśnie dostaliśmy stówę zwrotu za nadpłacony prąd.

W takich chwilach ludzie mojego pokroju oczekują odbicia wahadła i to mocnego. „Tyle tego dobrego, że w nocy jakiś meteoryt spadnie mi na chałupę”. Całe szczęście w tym, że wszechświat nie działa w ten sposób i w sumie dobrze o tym wiemy. Ale głupiej podświadomości nigdy to nie przekona i niepokój pozostaje.

W okresach cyklicznych świąt krakowski dworzec autobusowy jest miejscem nieprzyjemnym i wyjątkowo nieprzyjaznym dla użytkownika. Połowa mieszkańców miasta chce się z niego wydostać i dotrzeć w rodzinne strony, co prowadzi do olbrzymich kolejek do kasy i poszczególnych stanowisk autobusów. Co gorsza, Kraków opuszczają też obywatele zmotoryzowani i główne ulice są zakorkowane, przez co autobusy potrafią się spóźnić nawet o godzinę. Tłum stoi grzecznie w ogonku z nogawkami ochlapanymi zimowym błockiem, zmęczony i podirytowany, co chwila nerwowo spoglądając na zegarki, czy raczej telefony. Pod otwartymi drzwiami autobusu trwają przepychanki, bo przecież nie dla każdego starczy w środku miejsca, a poszarzali ze zmęczenia kierowcy desperacko próbują opanować sytuację. Zdarzają się też podróżni wyjątkowo przedsiębiorczy, którzy próbują przeniknąć do środka kolejki metodą „na nindżę”, co wywołuje zrozumiałe oburzenie. Zdarzyło mi się już widzieć rękoczyny z tego powodu.

Do tego dochodzi jeszcze niepodrabialna otoczka w postaci smrodu spalin i taniego śmieciożarcia, rzężących silników i charczącego głosu z dworcowych głośników. Ted K. płakał, kiedy to przewidywał.

ciopag-laziska.jpg

W tym roku mój powrót w rodzinne strony wypadł w piątek, dzień przed wigilią Bożego Narodzenia. Jak łatwo się domyślić, wszedłem na teren dworca z ciężkim sercem i w nastroju zaczepno-bojowym. Ku swojemu zdziwieniu zastałem nie oczekiwane Pandemonium, tylko całkiem cywilizowane warunki. Przed kasą w kolejce stało może z ośmiu ludzi, do tego wszyscy ogarnięci tak, że sprzedaż biletów poszła błyskawicznie. Potem zdążyłem jeszcze wypalić papierosa, a po dotarciu do autobusu dołączyłem do marnego tuzina pasażerów. Już po wyruszeniu w drogę okazało się, że towarzystwo jest wyjątkowo kulturalne — nikt nie szczekał do telefonu tuż za moim uchem, na ten przykład — a warunki na drodze wręcz wymarzone. Z Krakowa wyjechaliśmy wyjątkowo szybko, a i jazda autostradą była nadzwyczaj płynna.

„Spokojnie,” wysyczał mi do ucha mój wewnętrzny czarnowidz, ”Przed tobą Katowice. Teraz to dopiero dostaniesz po tyłku”.

Rzeczywiście, niezależnie od pory roku przejazd trasą z Katowic do rodzinnego sioła wymaga tytanowych nerwów. Trasę obsługują lokalni przewoźnicy, których tabor składa się wyłącznie z poniemieckiego szrotu, ciasnych, głośnych i nieprzyjemnie pachnących busików. Zwykle w środku panuje spory ścisk i rzadko jest szansa na zajęcie siedzącego miejsca. Do tego podczas świąt często zdarza się, że brakuje miejsca i trzeba czekać jakąś godzinę na kolejny kurs. Bywało i tak, że chociaż z Krakowa wyjeżdżałem około czwartej, do domu docierałem dosyć późno w nocy.

Czekała mnie kolejna miła niespodzianka. Na dworcu zastały mnie pustki, w rozklekotanym busiku połowa miejsc była wolna, a standardowe Złote Radiowe Przeboje leciały z głośnika tak cicho, że nawet nie potrzebowałem słuchawek. Co prawda oczekiwałem, że wahadło tzw. karmy odbije gwałtownie już na docelowym przystanku, czyli centrum przesiadkowym w Ż., ale nic takiego nie nastąpiło. Koniec końców, mimo okresu przedświątecznego dotarłem w rodzinne strony rekordowo szybko i z dużym komfortem. Coś takiego.

Jaki jest morał tej historii? Może taki, że legendarna „magia świąt” jednak istnieje. A może raczej moja wyjątkowa podróż była znakiem, żeby do życia podchodzić z pozytywnym, albo przynajmniej stoickim nastawieniem, i nie mącić sobie umysłu czarnymi wizjami. Tym optymistycznym akcentem kończę swój ostatni hajwowy wpis w roku Pańskim 2022. Do siego, rodacy.

Zdjęcie dla atencji moje, wykonane we wrześniu podczas zupełnie innej podróży.

Sort:  

Manually curated by EwkaW from the @qurator Team. Keep up the good work!

Yay! 🤗
Your content has been boosted with Ecency Points, by @hallmann.
Use Ecency daily to boost your growth on platform!

Support Ecency
Vote for new Proposal
Delegate HP and earn more

Congratulations @wayward-dreams! You have completed the following achievement on the Hive blockchain And have been rewarded with New badge(s)

You received more than 1750 upvotes.
Your next target is to reach 2000 upvotes.

You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

Check out our last posts:

Be ready for the first Hive Power Up Month of the year 2023!
Update For Regular Content Creators - New Yearly Author Badge
PUD - PUH - PUM - It's all about Power Up!
The Hive Gamification Proposal Renewal
Support the HiveBuzz project. Vote for our proposal!