Zaczyna się nerwowo - parking kosztuje aż 35 złotych. Niestety obowiązkowy i płacisz w prywatne łapy, bo tak się złożyło, że ktoś tam miał działkę i sobie biznes zrobił. Podejść inaczej nie mogłem, dzieci i tak dalej.... Ale... karta dużej rodziny daje już pewne uspokojenie - wchodzimy za free na szlak.
Okazuje się, że jest naprawdę fajnie. Wstęp to długa droga, która wsprowadzi nas we właściwe tory. Można podziwiać baranki i resztki pożogi sprzed kilku lat. Natura powoli daje sobie radę z nawałnicą.
Wiele wycieczek, przegląd całej Polski. Są koszulki z "Żołnierzami wyklętymi", ale także ze "Stranger Things". Każdy coś reprezentuje. Słychać rozmowy o kulturze, pracy, planach na przyszłość.
Jest to fajna odskocznia od dnia codziennego i jedyne co mnie zaskoczyło na "minus" to to, że w samym parku jest tak mało pozostałości po tym, że kiedyś coś tutaj człowiek wytwarzał. Nie został ku temu praktycznie żaden element. Tylko kilka tablic pamiątkowych.Zdziwiony ciut jestem, ale może taka jest logika TPN.
W Bieszczadach były jakby standaryzowane parkingi, ale przy każdym wejściu na większy szlak opłata wynosiła 20 zł + 8 (normalny) wejściowy do BPN. Z tym że mając jedną miejscowość wypadową i kolegę zmotoryzowanego parkowaliśmy ze 3 razy w ciągu 6 dni :)
Właśnie 20 zł. kosztowało 1,5 roku temu :)