Podczas jednej z zeszłorocznych wycieczek do Zakopanego, zdarzyło mi się odwiedzić "kociarnie". Lubię wszystkie zwierzęta. Jednakże, jeśli miałbym wybierać, to bliżej mi do miłośnika psów, niż kotów. Z drugiej strony, moja moja przyszła żona dzieli miłość po równo. Na psiaki i kociaki. Prawdopodobnie dlatego, że sama ma kota. Czarną Milę.
Ja natomiast psa. Białą Tośkę.
I kiedy nasze życiowe drogi się zeszły, jej miłość podzieliła się równomiernie na psy i koty.
Wracając do tematu, spacerując ulicami miasta, nagle przed naszymi oczami pojawił się napis "KOCIARNIA". Nie było zmiłuj. Musieliśmy wejść i zobaczyć co to takiego. Co się dzieję w środku budynku i czy, aby na pewno uda jej się wyjść niezauważenie zabierając pod kurtką żadnego zwierzaka - żart to już dodałem od siebie 😉.
Budynek mieścił się przy ulicy Krupówki. Bilet wstępu kosztował 25 zł od osoby. Jednakże, przeszukując Internet i mapę google podczas pisania tego postu, nie mogę nigdzie odnaleźć tego miejsca. Dziwne. Może już nie istnieje koci kurort. My go odwiedziliśmy jesienią 2022 roku. No nic. Trudno. Najwyraźniej koty przeniosły się do innego miasta lub do ciepłych, kocich krajów.
W środku, zaraz po wejściu przywitało nas stado kotów.
Ludzi w środku nie było praktycznie w ogóle. Prócz nas, pani opiekunki kotów i trójki innych kocich miłośników, była cisza i spokój. Względna cisza, ponieważ koty szalały i goniły się nawzajem. Nie wszystkie szalały. Jedne tak, a inne leżały sobie spokojnie w swoich kocich hamakach lub spały w swoich domkach.
Początkowo miałem mieszane uczucia. Jak wiadomo koty - a przynajmniej znana mi ich większość - nie są super towarzyskie i raczej nie lubią zbyt długiego kontaktu z obcymi ludźmi. Po dokładnym rozejrzeniu się i spędzeniu tam dłuższej chwili, ponieważ ciężko było stamtąd wyciągnąć moją narzeczoną, doszedłem do wniosków, że nie jest tam tak źle tym kotom.
Środek był czysty i zadbany. Koty miały sporo zabawek, o które walczyły i którymi się bawiły. Każdy też miał swoje legowisko, drapak i miejsce gdzie mógł wejść i całkowicie się schować przed ludźmi.
Kotów naliczyłem kilkanaście osobników z pięciu różnych ras. Tak mi się wydawało, bo kilka z nich było do siebie bardzo podobnych i skakały tu i tam. Zanim policzyłem z jednej strony pomieszczenia wszystkie i się odwróciłem, to patrząc w drugą stronę, wydawało mi się, że tego już liczyłem. Jak się okazało jednak już liczyłem. I tak w kółko.
Pani, która pilnowała kotów i się nimi opiekowała, poinformowała nas, że niektóre są bardzo towarzyskie i można je brać na ręce, i głaskać, a innych lepiej nie dotykać, bo mają swoje humory.
Takim mniej towarzyskim kotem, był kot bengalski. Jest to bardzo charakterystyczna rasa, zwłaszcza dzięki umarszczeniu. Te koty było mi dosyć łatwo rozróżnić. Były takie dwa.
Były również koty brytyjskie krótkowłose. Również dwa, a przynajmniej tak sądzę. Jeden co prawda tylko jadł i spał. Natomiast drugiego było pełno wszędzie.
Muszę przyznać, że umiał pozować i stwarzać pozory grzecznego kota. W rzeczywistości tak jednak nie było...
Tutaj ten pierwszy. W trakcie jedzenia...
...a po jedzeniu....
...drzemka.
O! i znowu drzemka...
...iiii znowu....
W sumie to mogę stwierdzić, że był podobnie szybki jak jego rasowy kumpel. Zanim się obejrzałem, spał już w innym miejscu. Kilka razy się złapałem na tym, że się pomyliłem i myślałem, że to inny kot. W sumie to ktoś mnie na tym złapał i wtedy słyszałem za pleców:
-temu już robiłeś zdjęcie...
-yyy wiem wiem tak tylko patrzę....🤥 🙄
Były trzy Neva Masquarade. Z pięknymi oczami.
Neva masquerade i mistrz drugiego planu:
Był również szkocki zwisłouchy, który większość czasu przeleżał na środku pomieszczenia.
Szkocki zwisłouchy i po raz kolejny przyczajony tygrys.
Były tam również koty rasy Maine Coon (Mainkun). Jeden lub dwa. Nie jestem pewien. Odniosłem wrażanie, że w przeciwieństwie do innych kotów, niezbyt mu odpowiadają zdjęcia robione z bliska, a więc nie męczyłem go sesją. A może po prostu miał ten "niebezpieczny" koci wzrok i się przestraszyłem...
Był tam jeszcze taki kocur. Rasy nie znam. Ktoś bardziej obeznany w kocich sprawach niż ja, powinien się wypowiedzieć.
Mieliśmy wejść na chwilę. Po ok. dwóch godzinach pobytu tam, rozmowa wyglądała wciąż tak samo:
-kochanie naprawdę musimy już iść, mieliśmy wejść na chwilę
-ale ja nie mogę ich tutaj zostawić, one chcą iść wszystkie ze mną
-zostaw już te koty!
Udało się. Po dwóch i pół godziny byliśmy na zewnątrz. Coś w tym było, że zwierzaki się do nas kleiły, a raczej do niej. Może wyczuły kocią mamę. Tak jak pisałem wcześniej, zastanawiałem się dłuższą chwilę po wejściu do środka, czy kotom odpowiada, że są traktowane jako atrakcja turystyczna. Po dłuższym pobycie wewnątrz stwierdzam, że koty są do tego przyzwyczajone i mają to w poważaniu.
Podejście kotów, do ludzi odwiedzjących je, chyba najlepiej odzwierciedli to zdjęcie:
Ogólnie wycieczka bardzo mi się podobała i nie żałuje, że się tam znaleźliśmy.
Jejku ile futrzastych piękności! <3
Mogłabym tam pracować :)
Tak coś czułem, że to Twoja tematyka 😃🙂
Spodobało mi się to, jak napisałeś, że były dwa koty brytyjskie, jeden aktywny a drugi tylko jadł i spał, po czym na zdjęciach ten który tylko jadł i spał wygląda na 2x grubszego niż ten aktywny :).
Haha, tak, to prawda :) aktywność tego "grubszego" polegała na spaniu w każdym możliwym zakamarku :)
Co za miejsce! Osobiście też nie żałuję, że tam weszliście :) Super relacja 😺
Miejsce nietuzinkowe, zwłaszcza dla kocich miłośników:D Dziękuję @wadera 🤗🙂
The rewards earned on this comment will go directly to the people( @pl-travelfeed ) sharing the post on Twitter as long as they are registered with @poshtoken. Sign up at https://hiveposh.com.