The plan was simple: a quiet evening, tea, maybe a TV series... but no, because someone (that's me) said the magic words:
– Hey, we haven't played LEGO Star Wars III for a long time
And so began an adventure that Master Yoda himself would not be ashamed of after his third coffee and without sleep.
The very launch of LEGO Star Wars III is a ritual worthy of the dark side of the Force.
– But which save?– The one with 74.8%!– But I wanted to play again!– BUT WE'RE ALREADY CHAMPIONS THERE!– AND I DON'T REMEMBER WHICH BUTTON TO JUMP!
Five minutes later... Grams. To a certain extent.
We're kicking off the Clone Wars campaign – because who wouldn't want to beat up droids in LEGO style, right? Exactly. But before we could go more than three steps, Alex had already blown up half the board, Sara had lost her clone into the abyss, and I had accidentally killed my own comrade.
–Dad! Stop beating me with your lightsaber, we're on the same team!
But I thought it was a droid!
I have a green hat, droids don't wear hats!
Everything in this game is from LEGO. Everything. Buildings, characters, explosions, even epic space battles resemble a children's room after a tornado made up of 10000 bricks.
Sara asks:
Why does a Jedi have to build with blocks?
Because you can't fix a bridge by willpower unless you're Bob the Builder. And Bob was a Jedi?
– Probably yes. He hid it for years.
Each level is a puzzle
– you have to build an elevator from tank parts, or throw blocks with the Force, and... blow everything up and see what happens. Alex prefers the third way.
– BUT DON'T SHOOT AT THE DRIVER!– Too late.
The driver explodes, the clones scream, the droids celebrate. Our team dies by their own hand. Retro.
LEGO Star Wars III introduces what kids thought was "totally cool" and I thought God came up with the interface – huge battles with switching between squads.
Dad, why are you commanding artillery and not our Jedi?
Because artillery doesn't run on walls!
But the Jedi looks cool!
And the artillery is doing BOOM.
Sara, meanwhile, gets lost on the third map.
But Yoda doesn't have a rifle!
He has a philosophy and a funny way of talking.
It doesn't help when droids shoot me in the face!"
Great battles in LEGO Star Wars III are something amazing. You have an army of clones, a few tanks, a few bases, and a mission that goes something like,
Destroy everything and don't ask why.
But unfortunately, anything that can go wrong... Goes.
– Someone fired a torpedo at their base.
– Someone chased the AT-RT into the abyss.
– Someone (read: me) tried to fly a ship that was not yet repaired.
– And Chaos
– our foot observer in the form of Mia's cat
– sat on the pad.
Dad, why is our ship spinning in circles?
Each board has a million hidden secrets. And every child in the house knows that nothing counts more than collecting 100%.
Dad, you missed the gold brick.
But we fought the boss!
There are no excuses.
And so we go backwards. Again. For the third time.
And so for two hours we try to get a red block hidden under some impossible jump, while Sara throws grenades, Alex sings the imperial march, and I wonder if we will ever beat this game, if our children will become adults, and we will still be looking for minikit No. 7 from Grievous' mission.
If you haven't played LEGO Star Wars III yet, then...
It's about time.
Because no other game shows so beautifully that nothing is impossible in the LEGO galaxy – only very complex constructions made of 347 bricks and one cat that accidentally turns off your game.
Now forgive me
– we're going to build a tower out of pillows and pretend it's a new Separatist base.
Sara has already put on a Jedi cape, Alex has a plastic sword, and I... I think I just got an order from the Jedi Council to make dinner.
The power is strong in this family. Especially hunger.
POLSKI:
Gramy w LEGO Star Wars III: The Clone Wars – czyli jak Gwiezdne Wojny spotkały domowe zamieszanie i klocek upadł na głowę
Plan był prosty: spokojny wieczór, herbatka, może jakiś serial... ale nie, bo ktoś (czyli ja) powiedział magiczne słowa:
– Ej, dawno nie graliśmy w LEGO Star Wars III
I tak oto rozpoczęła się przygoda, której nie powstydziłby się sam mistrz Yoda po trzeciej kawie i bez snu.
Już samo uruchomienie LEGO Star Wars III to rytuał godny ciemnej strony Mocy.
– Ale który save?
– Ten z 74,8%!
– Ale ja chciałem grać od nowa!
– ALE TAM JUŻ JESTEŚMY MISTRZAMI!
– A JA NIE PAMIĘTAM, KTÓRYM PRZYCISKIEM SIĘ SKACZE!
Pięć minut później... gramy. W miarę.
Zaczynamy kampanię z Wojny Klonów – bo kto by nie chciał bić droidów w stylu LEGO, prawda? No właśnie. Tylko że zanim zdążyliśmy ruszyć dalej niż trzy kroki, Alex już wysadził pół planszy, Sara straciła swojego klona w otchłań, a ja przypadkiem zabiłem własnego towarzysza.
– Tato! Przestań mnie bić mieczem świetlnym, jesteśmy w jednej drużynie!
– Ale myślałem, że to droid!
– Mam zieloną czapkę, droidy nie noszą czapek!
Wszystko w tej grze jest z LEGO. Wszystko. Budynki, postacie, wybuchy, nawet epickie bitwy kosmiczne przypominają pokój dzieci po tornado złożonym z 10000 klocków.
Sara pyta:
– Dlaczego Jedi musi budować z klocków?
– Bo siłą woli nie naprawisz mostu, chyba że jesteś Bobem Budowniczym.
– A Bob był Jedi?”
– Prawdopodobnie tak. Ukrywał to przez lata.
Każda plansza to jakaś zagadka – a to trzeba zbudować windę z części czołgu, a to przerzucić klocki przy pomocy Mocy, a to... wysadzić wszystko i zobaczyć, co się stanie. Alex preferuje ten trzeci sposób.
– ALE NIE STRZELAJ DO STEROWNIKA!
– Za późno.
Sterownik eksploduje, klony krzyczą, droidy świętują. Nasza drużyna ginie od własnej ręki. Klasyka.
LEGO Star Wars III wprowadza coś, co dzieci uznały za „totalnie cool”, a ja za boże, kto wymyślił ten interfejs – wielkie bitwy z przełączaniem się między oddziałami.
– Tato, czemu dowodzisz artylerią, a nie naszym Jedi?
– Bo artyleria nie biega po ścianach!
– Ale Jedi wygląda fajnie!
– A artyleria robi BOOM.
Sara tymczasem gubi się na trzeciej mapie.
– Ej, gdzie jestem?
– Przełączyłaś się na Yodę.
– Ale Yoda nie ma karabinu!
– Yoda nie potrzebuje karabinu. On ma filozofię i śmieszny sposób mówienia.
– To nie pomaga, gdy droidy strzelają mi w twarz!
Wielkie bitwy w LEGO Star Wars III to coś niesamowitego. Masz armię klonów, kilka czołgów, kilka baz i misję, która brzmi mniej więcej: „Zniszcz wszystko i nie pytaj dlaczego.”
Ale niestety, wszystko, co może pójść źle… pójdzie.
– Ktoś wystrzelił torpedę w swoją bazę.
– Ktoś przegonił AT-RT w przepaść.
– Ktoś (czytaj: ja) próbował latać statkiem, który jeszcze nie był naprawiony.
– A Chaos – nasz pieszy obserwator w postaci kota Mii – usiadł na padzie.
– Tato, czemu nasz statek kręci się w kółko?
– Bo Mija właśnie aktywowała tryb wirującej śmierci.
Każda plansza ma milion ukrytych sekretów. A każde dziecko w domu doskonale wie, że nic nie liczy się bardziej niż zebranie 100%.
– Tato, przegapiłeś złoty klocek.
– Ale walczyliśmy z bossem!
– Nie ma wymówek.
I tak cofamy się. Znowu. Po raz trzeci.
I tak przez dwie godziny staramy się zdobyć czerwony klocek ukryty pod jakimś niemożliwym skokiem, podczas gdy Sara rzuca granatami, Alex śpiewa marsz imperialny, a ja zastanawiam się, czy kiedykolwiek przejdziemy tę grę, czy nasze dzieci zostaną dorosłymi ludźmi, a my nadal będziemy szukać minikita nr 7 z misji Grievousa.
Jeśli jeszcze nie graliście w LEGO Star Wars III, to…
Czas najwyższy.
Bo żadna gra tak pięknie nie pokazuje, że w galaktyce LEGO nie ma rzeczy niemożliwych – tylko bardzo skomplikowane konstrukcje z 347 klocków i jednym kotem, który przypadkiem wyłączy ci grę.
A teraz wybaczcie – idziemy budować wieżę z poduszek i udawać, że to nowa baza Separatystów.
Sara już założyła pelerynę Jedi, Alex ma plastikowy miecz, a ja... chyba właśnie dostałem rozkaz od Rady Jedi, żeby zrobić kolację.
Moc jest silna w tej rodzinie. Zwłaszcza głód.