Dziennik #192/2024 - rekord upału

in #polish2 months ago


Źródło: Pixabay


Dobry wieczór.

Nie wyspałam się. Nowe dawkowanie leków kompletnie nie zdaje egzaminu. Mam świadomość, że na pewno na komfort snu ma również wpływ potworny upał, który panuje również w nocy, ale mimo wszystko będąc na dość silnych lekach nasennych powinno być lepiej. Niedługo mam wizytę u pani doktor, więc zobaczymy co wymyśli.

Przed pracą bałam się wyjść na dwór i słusznie, bo o godzinie 13 termometr wskazywał w cieniu 35 stopni. W domu było jeszcze jako tako, bo miałam pozamykane okna. Po wyjściu z klatki schodowej myślałam, że się przewrócę. Mam takie odczucie, że był to najgorętszy dzień w roku. Każdy dzień jest ostatnio hardkorowy, ale ten był szczególny. Jak wsiadłam do auta to myślałam, że zdechnę. W pracy jak to w pracy. Przeszła silna burza i w kilku miejscach zalało nam magazyn. Na tym tle wywiązała się również moja spina dzisiejsza z zastępcą kierownika, bo kazał mi obejść cały magazyn i pozaznaczać miejsca gdzie nas zalało, aby jutro konserwator miał jasność jakimi obszarami się zająć. Postawiłam się i powiedziałam, że zaznaczę jedynie ten obszar, za który ja jestem odpowiedzialna, a niech inni pracownicy zajmą się swoimi strefami. Nie był zadowolony, ale zaczął dzwonić do drugiego pracownika, aby on samodzielnie ogarnął swoje poletko. Drażni mnie ten człowiek niesamowicie, bardzo ciężko się z nim pracuje. Ciągle nic nie wie, nic się nie da z nim załatwić, nic nie ogarnia, a do tego nie umie się wysłowić i klnie jakby stał pod budką z piwem. Momentami aż mi jest wstyd jak on rozmawia z naszymi magazynierami, bo co drugie słowo to kurwa i chuj. Jasne, ja nie jestem święta i też co jakiś czas rzucę mięsem, ale nigdy w pracy. Jednak bycie na jakimś stanowisku zobowiązuje do zachowania pewnych standardów zachowania. No gość jest straszny. Ogólnie było dzisiaj ciężko w pracy. Robota nie szła i znowu nie dowieźliśmy wyniku. Znowu musiałam czarować w raportach dlaczego tak się stało. Wykończył mnie również nerwowo jeden pracownik dzisiaj. Młody chłop, a jest tak zmęczony pracą, że nie ma siły nic robić. Jeszcze jakby u nas była ciężka robota.. No nie mam siły dzisiaj po prostu. Jutro będę rozmawiać z kierowniczką, żeby się go pozbyć, bo gość i tak mnie dzisiaj kilkukrotnie straszył, że się zwolni, jest totalnie nieproduktywny, więc nie ma co go trzymać na siłę. Szkoda nerwów.

Po pracy miałam misję. Postanowiłam, że jeśli nie będzie miejsca parkingowego pod blokiem to jadę do Biedronki po kilogramową lasagne. Los jednak chciał, żebym się nie objadała na noc, bo wyjątkowo [serio, to się nie zdarza] było miejsce pod samym blokiem. Tym samym zaparkowałam i grzecznie poszłam do domu. Wzięłam psa na spacer i temperatura jest nadal nieznośna. Biedny już po kilku minutach spaceru dyszał. Co by jednak nie było nudno to po chwili spaceru złapał nas deszcz. Równie dobrze mogłoby go w ogóle nie być, bo totalnie nie zmienił odczuwania temperatury.

Coś sobie jeszcze obejrzę i idę spać. Chciałabym, żeby ten tydzień już się skończył, bo jest on dla mnie jakiś ciężki. Mam po prostu już serdecznie dość. A to wszystko prawdopodobnie przez te upały, bo obiektywnie patrząc nie dzieje się nic, co by uzasadniało moje wykończenie nerwowe w tym tygodniu. Sama nie wiem.

Do juterka.