Cześć.
Dzisiaj kolejny test kebaba. Tym razem spróbuję jedzenia z Parisa. Paris jest dla mnie jedną wielką zagadką. Swego czasu zbierał bardzo złe opinie, których szczerze mówiąc nie sprawdzałam, bo mnie to po prostu odstraszało. Ostatnio jednak zaszła u nich rewolucja i zaczęli się bawić w kraftowe mięso. Sami oczywiście go nie robią, ale zamawiają w kebabie Sapko z Warszawy, który to kebab został pozytywnie oceniony przez Książula, więc wiele sobie po moim zamówieniu obiecywałam. Niestety składając zamówienie nie mogłam zamówić kebaba z kurczakiem dlatego niezbyt chętnie wybrałam wołowinę. Do tego sos łagodny i czosnkowy, oczywiście bez pomidora i cebuli. Za kebaba zapłaciłam 35 zł.
Źródło: fotografia własna
Zacznę może od sosów. Bardzo mi pasowała ich ilość. Kebab w nich nie tonął, ale nie był też suchy. Dla mnie ilość naprawdę w punkt. Mam jednak trochę problem z tym czosnkowym, ponieważ kompletnie nie smakował czosnkiem, a szkoda, bo bardzo lubię ten smak. Zwłaszcza do frytek. Mimo wszystko nie czułam jakiejś wielkiej sztuczności w tych sosach, były naprawdę okej.
Z surówką mam pewien problem. Nie wiem o co chodzi z tą czerwoną kapustą, ale to kolejny kebab, gdzie mi ona po prostu nie smakuje. Ogórek bardzo spoko chociaż mógłby być w mniejszych plastrach, żeby fajnie go wymieszać z kapustą i sosem. Ser jest jakąś pomyłką. Nie dość, że są go dwa kawałki to jeszcze jest potwornie niedobry i gumowy. Nigdy nie jadłam fety ani nic fetopodobnego co byłoby gumowe i tak niedobre. Z przykrością muszę stwierdzić, że pomimo tego, że były to tylko dwa kawałki to na chwilę odebrało mi to zupełnie apetyt.
Frytki takie po prostu se. Ani dobre ani niedobre. Zwykła mrożonka, nic wyjątkowego. Brakowało mi do nich jakiejś przyprawy albo chociaż soli. Na plus to, że były miękkie, bo takie właśnie frytki lubię, ale wiem, że jestem w tej kwestii w zdecydowanej mniejszości, więc innym mogą one nie podejść. Nie ma się czym zachwycać, ale skrzywić się też nie skrzywiłam.
No i najważniejsze mięso. I tu mam największy problem. Nie jestem fanką wołowiny. Może inaczej. Nie jestem nauczona jej jeść. Jem ją niezwykle rzadko, w domu nie robię jej wcale, bo po prostu nie umiem. Mimo wszystko podchodziłam do tematu bardzo optymistycznie po tym jak Książulo zachwalał mięso w Sapko. Muszę jednak przyznać, że się rozczarowałam i to bardzo. Mięso samo w sobie miało nawet dobry smak, ale było bardzo twarde, miejscami jak podeszwa. Co gorsze wraz ze stygnięciem kebaba, a generalnie jem bardzo wolno, ten stan tylko się pogarszał. Naprawdę się męczyłam, żeby to zjeść i ze wstydem muszę przyznać, że nie dojadłam do końca. Nie jest to coś, co chciałabym powtórzyć, bo komfort jedzenia był naprawdę średni.
Co mogę powiedzieć o tym kebabie? No nie podszedł mi. Podzielam opinie niezadowolonych klientów, bo Paris ma naprawdę słabe opinie [3,4 gwiazdki na Google]. Nie wiem jak smakuje wersja z kurczakiem, a jestem fanką właśnie takich kebabów, ale muszę powiedzieć, że po tej wołowinie wcale nie mam ochoty sprawdzać drobiowej wersji. Do tego jak na 35 zł porcja była mała, w innych punktach można za te pieniądze zjeść lepiej i więcej. Największą zagadką jest dla mnie ten ser. Nigdy takiego tworu nie jadłam i mam nadzieję, że nigdy nie będę miała więcej okazji. No nie. Pozostało mi dalej szukać swojego idealnego kebaba, bo ten nawet nie był blisko.
Mały update dzień później:
Kebab mnie zatruł. Już w nocy pojawiła się rewolucja żołądkowa i męczyłam się całą noc i cały dzień. Zdecydowanie odradzam, jakaś totalna masakra. Niby mam pancerny żołądek, a jak widać udało się mnie pokonać. Coś strasznego. Nigdy więcej.