Podstawowa różnica między liderami a peletonem polega na tym, że ci, którzy idą przodem, stale podejmują wysiłek wyjścia poza strefę komfortu.
Brian Tracy
Przyznam, że na ogół nie jestem fanem wszelkiej maści nawiedzonych trenerów, którzy w różnych sceneriach powtarzają dziwnie znajomy zestaw truizmów. W ich motywacyjnych szopkach, teatralnie odgrywanych ‘one man shows’ obrzydza mnie ta bezpardonowa nachalność zafiksowanego na targecie akwizytora, koznodziei dobrej nowiny, który ma mi przypominać o tym jak być człowiekiem. Wstań i walcz, bo dopóki piłka w grze, a bramki są dwie... - w takich chwilach żałuje, że wyrzucam te papierowe torby po popcorn'ie z mikrofali.
Słowa mają moc, ale nie przeceniajmy naszych możliwości poznawczych. Z reguły wygląda to tak, że człowiek uczy się na własnych błędach i tylko czasem trafiamy na kogoś, kto staje się dla nas prawdziwym autorytetem - nierozwodnionym przez mantrę słownych woltyżerów.
Większość ludzi poszukuje bezprzedmiotowego bezpieczeństwa - tak długo wypierają własną wartość, aż stają się zmienną, za która da się podstawić cokolwiek, byle tylko na chwilę dopasować się do drugiej strony równania.
Nie chodzi tu wcale o to, że jedni są bardziej inteligentni, pragmatyczni, zabawni, wrażliwi, czy co tam jeszcze chcielibyście sobie wstawić, tylko o to, że nie przekraczamy siebie. Zamiast heroicznej transcendencji rozpowszechnia się rutynę głupców, osieroconych z intelektu narzędzi do odczuwania informacji podług narzuconej receptury.
Ciągle żyjemy gdzie indziej i czym innym, to co znane staje się obojętne. Potrzebujemy nowych bodźców, dopaminowego haju, suplementu ekstazy, nieważne jest podłoże, ważne, że działa.
Ale ma być prosto, ma być nieinwazyjnie i ma być skutecznie. Tabletki miłości, pikselowa masturbacja, ogłupiająca terapia dźwiękiem i spreparowane fakty - semantyczna deformacja.
Oceniają nas monopoliści sukcesu, wybrańcy, którzy sami na siebie wskazali, ucieleśnienia bóstw, pełna kontrola, sto procent zaangażowania i nieuchronny progres na drodze ku wielkości.
Intelektualnie bezpłciowe kawały mięsa, które mają się za drapieżniki z podręcznym arsenałem języka korzyści, elastyczności i manipulacji, a nie widzą, że to broń obosieczna.
Słowo stało się ciałem, bo maska stała się twarzą.
I tak będzie dalej, o ile znajdą się kolejni miłośnicy pryskających fekaliów egzystencji - Homo Sapiens gotowe karmić się papką semantycznego bełkotu nadpisanego skrojonym na miarę zestawem hedonistycznych reakcji.
Rodzaj ludzki to dychotomiczna spuścizna po Małpim Ojcu i Matce Samokreacji.
Matka kocha swoje dzieci, a Ojciec jest pedofilem.
Autorytety...
Kiedyś doszedłem do wniosku, że powszechny dostęp do każdej informacji na ich temat, doprowadził do ich upadku.
Na każdą światłą myśl, przypada podła kontrmyśl, złe słowo lub potwarz i bilans wychodzi na zero.
Nie ma ludzi idealnych, jesteśmy przecież tylko ludźmi i każdy z "nobliwych" ... jest dziś prześwietlony i ośmieszony. Często przez samego siebie.
Osobiście wolę wypróbowanego żywego człowieka z bliskiego otoczenia, z którym mogę pogadać i liczyć na wsparcie w trudnej chwili.
P.S. Jestem z pokolenia, w którym każdy był swoim osobistym trenerem. :)
Myślałem nad tym co napisałeś i rzeczywiście łatwo jest 'stracić twarz'. Z drugiej strony, rozsądny człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że błąd leży w ludzkiej naturze.
Poza tym, niekoniecznie musimy utożsamiać autorytet z jakąś ogólną 'ogładą'. Jeśli patrzyć nań z perspektywy specjalizacji w jakiejś dziedzinie życia, to wtedy bez sensu wynajdywać koło na nowo.
Porównuję z dawnymi czasami, gdy autorytety były "spiżowe", poza zasięgiem śmiertelnika.
Media nie miały takiego zasięgu, a "autorytety" nie miały dostępu do twittera i face.
To co produkowały dajmy na to literacko, przechodziło przez filtry kolejnych stopni wydawniczego procesu.
Dziś można chlapać na prawo i lewo bez zastanowienia... I okazuje się, że król jest goły.
Autorytet w znaczeniu - specjalista w jakiejś dziedzinie.Pewnie tak.
Miałem raczej w swojej wypowiedzi na myśli guru, osoby, które miały charyzmę, "receptę na życie", monopol na prawdę. Które były inspiracją dla postępowania wielu ludzi.
Vide - > Pilecki, Dalajlama, Kolbe.
Wiem, po prostu chciałem niejako 'dopełnić' treści
Trafna obserwacja, z jednej strony dostęp jest ułatwiony, z drugiej łatwo pokazać swoją prawdziwą twarz. Chyba właśnie dlatego mówi się, że czasem lepiej pewne rzeczy przemilczeć.
A wiesz, oglądałam kiedyś film o małpach. Dawano na nim szympansom równego rodzaju problemy logiczne do rozwiązania - nagrodą za prawidłowe rozwiązanie był z reguły jakiś przysmak. I wiesz co się okazało? Większość z tyh szympansów radziła sobie naprawdę dobrze. Nie gorzej od ludzkiego dziecka. Problemem było co innego. Szympansy nie były w stanie uczyć się od siebie nawzajem. W rezultacie, każdy z nich musiał ,metaforycznie mówiąc, sam "odkrywać ogień". Podsumowanie eksperymentu było takie, że ludzi stworzyli cywilizajcję, a małpy nie, bo każdy kolejny człowiek budował na czyi.mś, co stworzyli przed nim inni. Małpy zaś tego nie potrafią. Dlaczego o tym piszę? Bo mnie wydaje się, że couche nie są tak do końca źli. Jasne, wielu z nich kompletnie nie wie co mówią. Są jednak i tacy, którzy potrafią pomóc. Problem w tym, że nie każdemu. Wydaje mi się, że nie ma żadnych recept, które potrafią pomóc każdemu. Ale jeśli trafią na odpowiedniego człowieka - mogą okazać się przydatne.
Zgadzam się z Tobą w zupełności @mazelin. To co napisałem miało służyć jako swoisty apel, albo może przypomnienie. Ostatecznie, możesz to zinterpretować w ten sposób, że próbowałem przedstawić to, co jest ważne dla mnie.
Ja to bym tam wywołał rewolucje. Ale pizza z Netflixem też brzmi dobrze.
Jak rewolucja to tylko na twarzoksiążce.
Memy w gotowości.
Flagi na podorędziu.