Dychotomia

in #polish7 years ago (edited)

arrow-2085192_1920.jpg


Podstawowa różnica między liderami a peletonem polega na tym, że ci, którzy idą przodem, stale podejmują wysiłek wyjścia poza strefę komfortu.

Brian Tracy


Przyznam, że na ogół nie jestem fanem wszelkiej maści nawiedzonych trenerów, którzy w różnych sceneriach powtarzają dziwnie znajomy zestaw truizmów. W ich motywacyjnych szopkach, teatralnie odgrywanych ‘one man shows’ obrzydza mnie ta bezpardonowa nachalność zafiksowanego na targecie akwizytora, koznodziei dobrej nowiny, który ma mi przypominać o tym jak być człowiekiem. Wstań i walcz, bo dopóki piłka w grze, a bramki są dwie... - w takich chwilach żałuje, że wyrzucam te papierowe torby po popcorn'ie z mikrofali.


Słowa mają moc, ale nie przeceniajmy naszych możliwości poznawczych. Z reguły wygląda to tak, że człowiek uczy się na własnych błędach i tylko czasem trafiamy na kogoś, kto staje się dla nas prawdziwym autorytetem - nierozwodnionym przez mantrę słownych woltyżerów.


Większość ludzi poszukuje bezprzedmiotowego bezpieczeństwa - tak długo wypierają własną wartość, aż stają się zmienną, za która da się podstawić cokolwiek, byle tylko na chwilę dopasować się do drugiej strony równania.


Nie chodzi tu wcale o to, że jedni są bardziej inteligentni, pragmatyczni, zabawni, wrażliwi, czy co tam jeszcze chcielibyście sobie wstawić, tylko o to, że nie przekraczamy siebie. Zamiast heroicznej transcendencji rozpowszechnia się rutynę głupców, osieroconych z intelektu narzędzi do odczuwania informacji podług narzuconej receptury.


Ciągle żyjemy gdzie indziej i czym innym, to co znane staje się obojętne. Potrzebujemy nowych bodźców, dopaminowego haju, suplementu ekstazy, nieważne jest podłoże, ważne, że działa.


Ale ma być prosto, ma być nieinwazyjnie i ma być skutecznie. Tabletki miłości, pikselowa masturbacja, ogłupiająca terapia dźwiękiem i spreparowane fakty - semantyczna deformacja.


Oceniają nas monopoliści sukcesu, wybrańcy, którzy sami na siebie wskazali, ucieleśnienia bóstw, pełna kontrola, sto procent zaangażowania i nieuchronny progres na drodze ku wielkości.


Intelektualnie bezpłciowe kawały mięsa, które mają się za drapieżniki z podręcznym arsenałem języka korzyści, elastyczności i manipulacji, a nie widzą, że to broń obosieczna.


Słowo stało się ciałem, bo maska stała się twarzą.


I tak będzie dalej, o ile znajdą się kolejni miłośnicy pryskających fekaliów egzystencji - Homo Sapiens gotowe karmić się papką semantycznego bełkotu nadpisanego skrojonym na miarę zestawem hedonistycznych reakcji.


Rodzaj ludzki to dychotomiczna spuścizna po Małpim Ojcu i Matce Samokreacji.


Matka kocha swoje dzieci, a Ojciec jest pedofilem.

Image

Sort:  

Autorytety...

Kiedyś doszedłem do wniosku, że powszechny dostęp do każdej informacji na ich temat, doprowadził do ich upadku.
Na każdą światłą myśl, przypada podła kontrmyśl, złe słowo lub potwarz i bilans wychodzi na zero.
Nie ma ludzi idealnych, jesteśmy przecież tylko ludźmi i każdy z "nobliwych" ... jest dziś prześwietlony i ośmieszony. Często przez samego siebie.

Osobiście wolę wypróbowanego żywego człowieka z bliskiego otoczenia, z którym mogę pogadać i liczyć na wsparcie w trudnej chwili.

P.S. Jestem z pokolenia, w którym każdy był swoim osobistym trenerem. :)

Myślałem nad tym co napisałeś i rzeczywiście łatwo jest 'stracić twarz'. Z drugiej strony, rozsądny człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że błąd leży w ludzkiej naturze.
Poza tym, niekoniecznie musimy utożsamiać autorytet z jakąś ogólną 'ogładą'. Jeśli patrzyć nań z perspektywy specjalizacji w jakiejś dziedzinie życia, to wtedy bez sensu wynajdywać koło na nowo.

Myślałem nad tym co napisałeś i rzeczywiście łatwo jest 'stracić twarz'. Z drugiej strony, rozsądny człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że błąd leży w ludzkiej naturze.

Porównuję z dawnymi czasami, gdy autorytety były "spiżowe", poza zasięgiem śmiertelnika.
Media nie miały takiego zasięgu, a "autorytety" nie miały dostępu do twittera i face.
To co produkowały dajmy na to literacko, przechodziło przez filtry kolejnych stopni wydawniczego procesu.
Dziś można chlapać na prawo i lewo bez zastanowienia... I okazuje się, że król jest goły.

Poza tym, niekoniecznie musimy utożsamiać autorytet z jakąś ogólną 'ogładą'. Jeśli patrzyć nań z perspektywy specjalizacji w jakiejś dziedzinie życia, to wtedy bez sensu wynajdywać koło na nowo.

Autorytet w znaczeniu - specjalista w jakiejś dziedzinie.Pewnie tak.

Miałem raczej w swojej wypowiedzi na myśli guru, osoby, które miały charyzmę, "receptę na życie", monopol na prawdę. Które były inspiracją dla postępowania wielu ludzi.
Vide - > Pilecki, Dalajlama, Kolbe.

Miałem raczej w swojej wypowiedzi na myśli guru, osoby, które miały charyzmę, "receptę na życie", monopol na prawdę. Które były inspiracją dla postępowania wielu ludzi.

Wiem, po prostu chciałem niejako 'dopełnić' treści

Porównuję z dawnymi czasami, gdy autorytety były "spiżowe", poza zasięgiem śmiertelnika.
Media nie miały takiego zasięgu, a "autorytety" nie miały dostępu do twittera i face.
To co produkowały dajmy na to literacko, przechodziło przez filtry kolejnych stopni wydawniczego procesu.
Dziś można chlapać na prawo i lewo bez zastanowienia... I okazuje się, że król jest goły.

Trafna obserwacja, z jednej strony dostęp jest ułatwiony, z drugiej łatwo pokazać swoją prawdziwą twarz. Chyba właśnie dlatego mówi się, że czasem lepiej pewne rzeczy przemilczeć.

A wiesz, oglądałam kiedyś film o małpach. Dawano na nim szympansom równego rodzaju problemy logiczne do rozwiązania - nagrodą za prawidłowe rozwiązanie był z reguły jakiś przysmak. I wiesz co się okazało? Większość z tyh szympansów radziła sobie naprawdę dobrze. Nie gorzej od ludzkiego dziecka. Problemem było co innego. Szympansy nie były w stanie uczyć się od siebie nawzajem. W rezultacie, każdy z nich musiał ,metaforycznie mówiąc, sam "odkrywać ogień". Podsumowanie eksperymentu było takie, że ludzi stworzyli cywilizajcję, a małpy nie, bo każdy kolejny człowiek budował na czyi.mś, co stworzyli przed nim inni. Małpy zaś tego nie potrafią. Dlaczego o tym piszę? Bo mnie wydaje się, że couche nie są tak do końca źli. Jasne, wielu z nich kompletnie nie wie co mówią. Są jednak i tacy, którzy potrafią pomóc. Problem w tym, że nie każdemu. Wydaje mi się, że nie ma żadnych recept, które potrafią pomóc każdemu. Ale jeśli trafią na odpowiedniego człowieka - mogą okazać się przydatne.

Dlaczego o tym piszę? Bo mnie wydaje się, że couche nie są tak do końca źli. Jasne, wielu z nich kompletnie nie wie co mówią. Są jednak i tacy, którzy potrafią pomóc. Problem w tym, że nie każdemu. Wydaje mi się, że nie ma żadnych recept, które potrafią pomóc każdemu. Ale jeśli trafią na odpowiedniego człowieka - mogą okazać się przydatne.

Zgadzam się z Tobą w zupełności @mazelin. To co napisałem miało służyć jako swoisty apel, albo może przypomnienie. Ostatecznie, możesz to zinterpretować w ten sposób, że próbowałem przedstawić to, co jest ważne dla mnie.

Ja to bym tam wywołał rewolucje. Ale pizza z Netflixem też brzmi dobrze.

Jak rewolucja to tylko na twarzoksiążce.
Memy w gotowości.
Flagi na podorędziu.