You are viewing a single comment's thread from:

RE: Socjalizm. Co to takiego?

in #polishlast year (edited)

Ależ socjalizm zawsze tak działa: obiecuje "wyrównywanie nierówności", "działanie na rzecz społeczeństwa", a efekt jest odwrotny do zamierzonego. Przecież i w naszym socjalizmie epoki PRL najlepiej mieli się wysocy towarzysze partyjni, nawet mieli specjalne sklepy z lepszym zaopatrzeniem, tzw. "żółte firanki". Socjalizm realizowany przez PiS (chociaż unikają oni tego słowa) również sprowadza się do - z jednej strony ochłapów rzucanych ludziom jako "kiełbasa wyborcza" - a z drugiej do wyciągania z państwowej kasy do własnych kieszeni ile się da przez grupę polityczną u władzy.

Założenia "nowego, globalnego ładu" również są w warstwie obietnic i reklam "socjalne". Hasło "Nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy" pierwszy raz opublikowane zostało w liście napisanym przez duńską socjaldemokratyczną posłankę Idę Auken. To wizja, w której własność zamieniamy wynajmem, co ma w efekcie zwiększać nasz dostęp do dóbr i wyrównywać nierówności. Po co ci samochód na własność, skoro przez większość czasu stoi on na parkingu? Wszystkim będzie lepiej, jeśli przejdą na współużytkowanie pojazdów, nieruchomości itp. To w pewnym sensie powrót do ideałów komunizmu - "kolektywizacji" własności prywatnej. Z tą różnicą, że wówczas okazało się, że jeśli coś jest wspólne, to nikomu nie zależy na tej własności - jeśli jest wspólne to jest niczyje i jest rozkradane oraz użytkowane bez szacunku. Dlatego w komunie 2.0, po "rozkułaczeniu" nas wszystkich, własność przejmą korporacje we współpracy z państwami. Ale skończy się tak samo jak wcześniej - o ile w ogóle im się to uda - bo korporacja ma tak samo błędny model działania jak "gospodarka centralnie sterowana" i funkcjonuje tylko i wyłącznie dzięki symbiozie z państwem, które dostarcza jej nieuczciwych przewag nad mniejszymi firmami.

Sort:  

Krytykę twoich wywodów, dysydencie, najłatwiej mi zacząć od podważenia twojego twierdzenia, że na tym co wspólne nikomu nie zależy. Zapewne można byłoby dawać różne przykłady wspólnej własności w rodzinie, o którą członkowie rodziny jednak dbają, ale to, co w rodzinach się dzieje może być zbyt mało dostrzegalne. Dlatego lepiej mi będzie podać przykłady działań w obronie własności publicznej, czy to komunalnej, czy to państwowej. Otóż ja sam uczestniczyłem w 2003 roku w działaniach przeciwko sprzedaży gdańskiego przedsiębiorstwa komunalnego GPEC. Trochę później uczestniczyłem w działaniach przeciwko sprzedaży państwowego LOTOSu. Działania przeciwko sprzedaży LOTOSu były prowadzone przez ludzi związanych z PiSem. Akcji w obronie własności publicznej były i zapewne są. I dlatego nie można powiedzieć, że nikomu nie zależy na tym, co wspólne.

O właśnie - błąd rozumowania dotyczący rodziny to prawdopodobnie jedna z najważniejszych przyczyn, dlaczego komunizm i socjalizm wciąż i nieustannie potrafią mamić ludzi swoimi pozornie atrakcyjnymi założeniami. W skrócie: w rodzinie funkcjonujemy używając wspólnych przedmiotów i przestrzeni, ale jest to możliwe tylko i wyłącznie dzięki specyfice relacji w rodzinie. Błąd polega na tym, ze ludzie próbują przełożyć sposoby funkcjonowania z rodziny na całość społeczeństwa, bo rodzina ma dla nich wysoce pozytywne konotacje. Niestety, to się kończy zawsze katastrofą, bo społeczeństwo z zasady nie jest w stanie funkcjonować jak rodzina. Polecam artykuł:

https://mises.pl/blog/2013/03/22/rudowski-skad-sie-biora-komunizm-i-socjalizm/

Przypominam Ci, że mój główny tok argumentacji właśnie nie dotyczy rodziny, lecz własności publicznej. I dałem także niektóre przykłady na to, że są ludzie, którzy są gotowi bronić własności publicznej. A rodzina wcale nie zawsze ma pozytywne konotacje. Jakkolwiek nie przeczytałem jeszcze tekstu Misesa, to akurat w tej dziedzinie raczej mam podstawy do tego, żeby posługiwać się także w dużej mierze moim własnym doświadczeniem. A ja nieraz doświadczyłem sytuacji, że członkami rodziny rozumiałem się gorzej, niż z ludźmi spoza rodziny.