Tytułem wstępu...

in #polish6 years ago

Witaj !

Zastanawiałem się jak w ogóle zacząć maila do Ciebie ale w końcu pomyślałem, że nie będę tego sztucznie wymyślał tylko po prostu zacznę pisać.

Od początku ; co ja tu robię? Nie na świecie. Tego nie wiem i możliwe, że nigdy się nie dowiem.
We Francji jesteśmy od około 7 lat i nie powiem, żeby były to jakieś wyjątkowo szczęśliwe lata. Oczywiście sam jestem wyznawcą zasady , że szczęśliwym można być wszędzie pod warunkiem , że ma się odpowiednie predyspozycje i zaistnieją okoliczności temu sprzyjające. W ogóle okoliczności to jakieś moje fatum ale o tym później.
Wyjechaliśmy na obczyznę z prostej przyczyny; z powodu pracy. Moja żona straciła w Kaliszu pracę, którą wykonywała z oddaniem , zaangażowaniem i profesjonalizmem. Jest fizjoterapeutką.
Niestety ma jeszcze jedną cechę; jest bardzo uczciwa . A ta cecha nie spodobała się nowo powołanej dyrektorce, której przeszkadzało to w osiąganiu własnych celów. A celem głównym było wyniesienie placówki czyli domu pomocy społecznej na najwyższy poziom by zbierać zasłużone laury.

Dlaczego moja żona a właściwie jej uczciwość stanęła na drodze? Bo dla niej zawsze najważniejszy był pacjent, pensjonariusz , za co zresztą była bardzo lubiana i szanowana wśród mieszkańców tegoż przybytku. I wypadku kiedy zastała jednego ze swoich pacjentów pobitego (oczywiście według personelu spadł z łóżka) , postanowiła zareagować i właściwie był to początek końca. Pani dyrektor nie mogła pozwolić sobie na to by na jej placówkę padał chociażby cień niedoskonałości. Dlatego też personel, który dokonał tego aktu przemocy na starszym człowieku został specjalnie, został odpowiednio przeszkolony co ma napisać w raporcie i jakie złożyć zeznania, ewentualne zeznania. Ale nie musiał, gdyż do żadnych przesłuchań nie doszło ; mąż pani dyrektor piastował wysokie stanowisko w policji, więc sam rozumiesz...

Od tego momentu zaczęły się poważne kłopoty mojej żony w pracy; podważane były jej metody pracy, była wciąż śledzona, pisano na nią donosy, wymyślano jej jakieś kompletnie bezsensowne zadania, oczywiście z papierologii, z których musiała się wywiązywać. To tylko część, jednym słowem mobbing i to taki w skali hard core.
Przeżywałem to wszystko z nią i próbowałem szukać jakiegoś ratunku w instytucjach, które z nazwy i powołania , powinny się tym zajmować. Ale ktoś , kto pracował w ratuszu w polskim mieście i ma określone znajomości na różnej wysokości szczeblach administracji , jest nie do ruszenia. Wszystkie moje zabiegi , nasze wizyty w różnego rodzaju instytucjach, stowarzyszeniach, fundacjach , telefony, maile i wszelkie dostępne środki , nie przyniosły żadnego rezultatu. Ona natomiast była coraz słabsza , znerwicowana i smutna.

Kończąc ten wątek ; doszło w końcu do rozprawy sądowej, na której to sędzina przyznała żonie 3 miesięczną odprawę i stwierdziła , że dla własnego dobra nie powinna dalej pracować tam gdzie pracuje. Pani dyrektor nie poniosła żadnych konsekwencji a żadna z koleżanek, które tak bardzo dopingowały ją by założyła sprawę sądową, po prostu się nie zjawiła, być może ze strachu, nie wnikam .
Dla mnie to zwykłe tchórzostwo i świństwo, lekko powiedziane. Dobra , niepotrzebnie się rozpisałem tyle na ten temat. Było, minęło, swoje piętno zostawiło.
Żyjemy w kraju (piszę o Polsce) , gdzie ktoś mający tzw. plecy zawsze wygra ze zwykłym, szarym człowiekiem i nie liczy się to czy jest to dobry człowiek , pracownik. Nieważne.

Wniosek jest taki , że trauma i to moim zdaniem została a taka trauma rzutuje na każdą dziedzinę życia i moim zdaniem nasze wspólne życie straciło wiele na swoim kolorycie, w każdej sferze. Ale to jest temat na dłuższą rozprawkę.

W każdym razie , ponieważ ja byłem na zwolnieniu lekarskim w swoim zakładzie pracy, żona bez pracy, małe dziecko a sytuacja w domu teściów nieciekawa, bo zawsze jest nieciekawie jak brakuje pieniędzy, musieliśmy szybko znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. Zaczęliśmy szukać możliwości wyjazdu w internecie a ponieważ Francja to kraj gdzie wszelkie zawody medyczne, nie tylko fizjoterapeuta są ciągle poszukiwane, to udało nam się znaleźć agencję , w której dodatkowo pracował Polak , który kiedyś również wyjechał do Francji za poszukiwaniu pracy.

Nastąpiła cała procedura załatwiania papierów , niezbędnych do wyjazdu i wreszcie po 2 miesiącach wszystko było gotowe od strony formalnej. Niestety pozostało najtrudniejsze , mianowicie rozstanie z naszą 4 letnią córeczką , co prawda tylko na 3 miesiące , bo tyle trwał pierwszy kontakt ale mimo wszystko.

Postanowiliśmy pojechać do moich rodziców i pod pretekstem wyjścia po coś cichaczem się wymknąć, nawet teraz jak to piszę jest mi z tym źle bardzo. Ale nie mogliśmy zabrać dziecka, ze względu na kompletną nieznajomość tego co zastaniemy na miejscu i jak potoczą się nasze losy. Z bolącymi sercami udaliśmy się w naszą pierwszą podróż do kraju Franków , mając podpisany kontrakt mojej żony na 3 miesiące , nieznajomość języka i kompletną niewiedzę co zastaniemy na miejscu.

Niby ruszaliśmy w podróż do lepszego świata , mając perspektywę dobrych zarobków mojej żony.

Ale francuska przygoda okazała się niemałym wyzwaniem i zderzeniem z rzeczywistością znaną tylko z filmów Barei.

Ale to już zupełnie inna, dłuższa historia, na którą poświęcę więcej miejsca.

Mam nadzieję,że cię nie zanudziłem a ten list możesz potraktować tytułem wstępu. Oczywiście chciałbym byś przede wszystkim poznał mnie jako człowieka i mój sposób myślenia, działania i to co czuję w zderzeniu z rzeczywistością , która tak do końca nie jest moją rzeczywistością.

Mam nadzieję,że będę miał tez okazję przenieść Cię w czasy przeszłe, gdzie moje życie choć balansowało na linie , było o wiele bardziej ciekawe, radosne i owocne.

Ale to następnym razem.

Pozdrawiam cię i czekam na list od Ciebie.

Marek.

3e8f53eb.jpg