Dziennik #150/2022 - najtrudniejszy dzień w trzeźwym życiu na plus

in #polish2 years ago (edited)

Dobry wieczór.

To był dla mnie bardzo długi dzień i przyznam szczerze, że ledwo piszę z powodu obżarstwa, ale o tym później. Z tego też powodu na pewno ten post będzie długi także przepraszam.

Dzień w pracy był dla mnie tak bardzo zły i męczący, że zakończyłam go w środku nocy i wróciłam do domu. Poszłam z moim kudłatym przyjacielem na spacer i w miarę szybko poszłam spać, bo niestety na godzinę 7 musiałam nastawić budzik.

Pojechałam do lekarza z tymi płucami i na szczęście RTG nie pokazuje nic, czym należałoby się na dłuższą metę martwić. Bardzo mi ulżyło, bo nie ukrywam, że orałam sobie głowę, że tam już pewnie guz guza guzem pogania i czas wybrać wdzianko do trumny. Jak się okazało jeszcze trochę pożyję. Wedle teorii pani doktor męczą mnie pozostałości po covidzie i zapisała mi leki w tym jeden wziewny. Generalnie stanęło na tym, że zwłaszcza ten wziewny i spray do gardła mam stosować regularnie przez miesiąc i jeśli stan się nie poprawi to niestety czeka mnie wizyta u pulmonologa, żeby rozpocząć diagnozę w kierunku astmy. Staram się jednak nie wybiegać za bardzo w przyszłość i jestem dobrej myśli, że jednak żadne takie fiku miku nie będzie potrzebne.

Następnie spakowałam reklamówkę owoców i pojechałam do babci i dziadka. Pierwszy raz w życiu stresowałam się u nich wizytą i to do tego stopnia, że po drodze musiałam się zatrzymać na papierosa. Stresowałam się dlatego, że jechałam z misją, żeby namówić babcię na wizytę u psychiatry, ponieważ uważam, że rozwija się u niej depresja i bardzo się o nią boję. Wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa [i nie była] bynajmniej nie dlatego, że moja babcia uważa, że do psychiatry chodzą czubki, ale dlatego, że ją choćby do internisty jest ciężko zaciągnąć, a kiedyś z niechęci do lekarzy sama sobie zdjęła gips z ręki. Także tak.

No i rozmowa była ciężka, bo o ile babcia nie stawała za długo okoniem [szok] o tyle chciałam maksymalnie zapewnić ją o moim wsparciu i miłości. I chyba mi się udało i chyba w tym też pomogło to, że sama jestem pacjentką takiego specjalisty, bo jednym z argumentów było to, że przecież ona mnie kocha taką jaka jestem nawet z odchyłami, które muszę leczyć [nie wie po co chodzę] to i ja ją będę kochać. I wygrałam. Zgodziła się. Dała też słowo dziadkowi, a jej obietnica jest warta więcej niż wszystko inne na świecie. Już w piątek pojadą się zarejestrować. Jestem bardzo szczęśliwa, bo bardzo się o nią martwię, jej kiepski stan trwa już drugi rok, więc nie można o nim powiedzieć, że jest przejściowy i cieszę się, że zrobiłam coś, żeby o nią zadbać. Wkurzam się trochę sama na siebie, że nie zrobiłam tego wcześniej, ale może potrzebowałam tyle czasu, żeby się odpowiednio przygotować, żeby wygrać tę niełatwą batalię, nie wiem. Będę ją wspierać jeszcze mocniej niż do tej pory, jeśli jej ten specjalista nie podejdzie to znajdę kogoś innego, ale chcę, żeby moja babcia żyła nie tylko jak najdłużej, ale i jak najszczęśliwiej i nie mogę patrzeć już na jej łzy, bo pęka mi serce. Są dla mnie z dziadkiem najważniejsi.

Następnie zgrzeszyłam po raz pierwszy, ponieważ nie chciałam, żeby babcia stała przy garach, więc pojechałam po obiad do ulubionej knajpki

20220905_125022.jpg
Źródło: fotografia własna

Przedstawiam Państwu w pizdę wielkiego schabowego z szynką, pieczarkami i serem. Ojebałam całego łącznie z frytkami po czym umierałam z przeżarcia, ale było warto po raz pierwszy. Po obiedzie wszyscy udaliśmy się na drzemkę, w trakcie której śniło mi się, że moja babcia wbija na pal Kurskiego i Kaczyńskiego, bo o tym mówiła zanim odleciałam.

Jak wstaliśmy to tradycyjnie na dopchanie kawka i ciasto co doprowadziło do tego, że ledwo się dokulałam do auta. I taką o uroczą panią po drodze spotkałam

20220905_121945.jpg
Źródło: fotografia własna

Pojechałam do bratowej pobawić się z dziećmi i mój szalony, trzyletni chrześniak rozwalił mnie takim oto dialogiem:

- Barti, jak dzisiaj było w przedszkolu?
- Bardzo fajnie ciocia
- Podoba Ci się tam?
- Tak, jest super
- A co dzisiaj robiłeś?
- Biłem się
- Jak to biłeś?!
- Normalnie
- Aha. A czego się już zdążyłeś nauczyć?
- No mówię, że bić

I tak minęły dwie godzinki na pogadankach, skakaniu na trampolinie i bieganiu po ogrodzie. Było naprawdę fajnie i moje baterie mentalne zostały naładowane na 100%. I dobrze, bo najgorsze dopiero nadchodziło.

Na wieczór byłam umówiona z kolegą z terapii na kebaba, aby świętować moje pół roku trzeźwości, które wypada jutro. Dlatego wpadłam do domu, ogarnęłam się, odwiedziłam aptekę i poleciałam po niego i do miasta. I wtedy zgrzeszyłam po raz drugi

20220905_202247.jpg
Źródło: fotografia własna

Ja zeżarłam tego giganta, a kolega dwa durumy [no prawie całe dwa], spędziliśmy czas na miłej rozmowie kręcąc bekę ciągle po czym wróciłam do domu.

To był dla mnie bardzo intensywny emocjonalnie dzień, bo po pierwsze stresowałam się co mi powie pani doktor, a po drugie no jednak rozmowa z własną babcią o tym, że dobrze by było, gdyby poszła do psychiatry jest doświadczeniem mega wyczerpującym. Jestem bardzo zmęczona, ale jednocześnie bardzo szczęśliwa, bo osiągnęłam cel, który wydawał mi się niemożliwy wręcz do osiągnięcia, osiągnęłam to wszystko na trzeźwo, a takie wyzwanie jeszcze przede mną nie stało przez moje trzeźwe prawie pół roku życia, a do tego cały dzień był po prostu bardzo przyjemny. Bardzo.

Niestety wieczór jest ciężki i kończę go herbatką

20220905_215819.jpg
Źródło: fotografia własna

Jeśli dożyję to do jutra!

PS. Nie żałuję tego zgrzeszenia, było warto!

Pa!