Dziennik #204/2024 - Poczta Polska w formie

in #polish2 months ago


Źródło: Pixabay


Dobry wieczór.

Szybko zasnęłam przez co już po siódmej się obudziłam. Strasznie nie chciało mi się wstawać, bo budzik miałam dopiero na dziewiątą, ale nie mogłam już usnąć, więc zwlekłam swe upadłe ciało z łóżka i poszłam na spacer z psem.

Nie wiem czy już o tym wspominałam, ale od kilku miesięcy toczy się moja sprawa w kwestii kary za brak OC. Po prostu się spóźniłam. No trudno. Nie miałam kasy, teraz już nic na to nie poradzę. W każdym razie zwróciłam się do Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego o rozłożenie mi tej kary na raty. No i tak mijały kolejne miesiące bez odpowiedzi, więc w końcu tam zadzwoniłam, żeby się dowiedzieć na czym sprawa stoi. Bardzo szybko się dodzwoniłam co mnie ucieszyło, ale bardzo mnie zszokowała pani, kiedy mi powiedziała, że oni już dwa tygodnie temu wysłali mi harmonogram rat. Poinformowałam ją, że absolutnie nic takiego nie dostałam. Usłyszałam, że no tak się czasem zdarza, bo oni wysyłają wszystko Pocztą Polską i jak do końca tygodnia nic nie przyjdzie to mam przedzwonić to wyślą mi to jeszcze raz. Co za w ogóle paranoja.

Wysłałam do skarbówki korektę PITu za 2020 rok wraz z moimi wyjaśnieniami. Zabrałam pieniążki i poszłam na pocztę, żeby opłacić należność względem urzędu skarbowego. Wyszło 181 zł. Weszłam na pocztę, poprosiłam o druczek i nie skłamię jak powiem, że trochę miałam głowienia się z tym jak go wypełnić, ale finalnie się udało. Tu po raz drugi Poczta Polska mnie zagięła, bo za przekaz pocztowy do US liczą sobie 12 zł. Paranoja po raz drugi, totalnie.

Pojechałam do pracy i już na wstępie pokonał mnie chaos. Liderka z pierwszej zmiany doprowadziła mnie na skraj załamania nerwowego. Powysyłała gdzieś ludzi, nie wiedziała gdzie, cały nasz obszar zasypany zamówieniami do wyjaśnienia, no był naprawdę hardkor. Moja irytacja została spotęgowana przez fakt, że pracujemy teraz na zakładkę czyli dwie zmiany się nakładają na siebie i brakuje sprzętu. Nie mam co robić z ludźmi. Ludzie się denerwują, ja się gotuję, no tak się nie da pracować. O 16 jak pierwsza zmiana poszła do domu to zrobiło się trochę luźniej i zaczęłam na spokojnie wszystko ogarniać. Przyszedł dzisiaj pierwszy dzień nowy konserwator i sprawił bardzo miłe wrażenie. Taki poczciwy, starszy pan. Myślę, że będzie nam się dobrze pracowało. Za to o nowym kierowniku magazynu na ten moment nie mogę powiedzieć nic dobrego. Nawet nie przyszedł się przywitać. Został przedstawiony na zebraniu, ale nie uraczył nas nawet zwykłym "cześć". Myślę, że będzie się z nim źle współpracowało. Jeszcze jak się dobierze z tym niewydarzonym zastępcą to w ogóle będą jaja. Wbrew temu, że po rozpoczęciu pracy miałam katastroficzne myśli to naprawdę nadludzkim wysiłkiem udało nam się dzisiaj zamknąć dzień na plusie. Zrealizowaliśmy wszystkie zlecenia. Do tego posprzątaliśmy magazyn. Wyszłam z pracy naprawdę zadowolona. Jeszcze tylko dodam, że dostałam mały prezent od jednego z pracowników. Wrócił z urlopu i przywiózł mi czekoladę ze Szwecji i magnes na lodówkę z Danii [albo na odwrót, już nie pamiętam]. Bardzo mi się miło zrobiło, naprawdę.

Po powrocie do domu zabrałam mojego kudłatego kompana na spacer. Było całkiem przyjemnie na dworze. Mimo tego, że w dzień smaliło niemiłosiernie to wieczór był całkiem znośny. Pospacerowaliśmy i wróciliśmy do domu na kolację. U mnie dzisiaj wjeżdża lasagne. Oczywiście z Biedronki, bo jestem zbyt leniwa, żeby zrobić taką samodzielnie. A i nie wiem czy dla jednej osoby chciałoby mi się bawić.

Zjem, coś obejrzę i idę spać, bo jutro trzeba wcześnie rano wstać na terapię. Nie ma zmiłuj.

Do jutra.