Źródło: Pixabay
Dobry wieczór.
Nie czuję się dzisiaj dobrze, więc raczej też będzie krótko.
Wstałam w kiepskiej formie. Pierdzieli mi się w głowie totalnie od tych leków. Zgłębiłam temat i to niby normalne w okresie przystosowywania się, ale naprawdę nie czuję się dobrze. Mam jakiś dziwny natłok myśli, co chwilę czegoś zapominam do tego stopnia, że wstaję do kuchni, a w kuchni nagle nie wiem po co przyszłam, trochę rozkręcają mi się myśli samobójcze [bez paniki, nie ma zagrożenia dla życia ani zdrowia] i czuję się taka jakaś poza ciałem. Nie umiem chyba tego opisać tak, aby nie wyjść na jakąś osobę chorą psychicznie z urojeniami.
Pojechałam na terapię trochę zestresowana, bo mieliśmy dzisiaj przedstawiać mapę mojego świata. W skrócie chodziło o to, że mieliśmy narysować wielki okrąg, a ten okrąg podzielić na kawałki jak tort i w tych kawałkach proporcjonalnie do zajmowanej części naszego życia mieliśmy wpisywać rzeczy dla nas istotne zarówno pozytywnie jak i negatywnie. Czułam w kościach, że terapeutka będzie chciała, żebym ja prezentowała pierwsza, ale kompletnie nie miałam na to ochoty. Czuję się przy niej nieswojo. Ciągle mnie mnie faworyzuje i to mi się nie podoba. Moje przewidywania były słuszne, bo wzięła pierwszą pracę i mówi "Paulina, zapraszam, zaczniesz". A tu takiego wała, bo wylosowała nie moją pracę. Pracę prezentował kolega i robił to okrągłe dwie godziny. Irytowałam się strasznie, bo gość jest totalnie w mechanizmach, nie widzi kompletnie swoich zagrożeń i uzależnień i po jego wystąpieniu naprawdę nie mogę pojąć co on robi na terapii pogłębionej. Mimo tego, że mam przytłumione zmysły i uczucia to się zagotowałam, gdy mówił o swoich dzieciach. Padały frazesy typu "mam dzieci co drugi weekend, a moja zjebana była próbuje mi je wciskać częściej", "córka jest dla mnie zagrożeniem, bo jest niegrzeczna" i inne takie. Zagotowałam się strasznie i ze wstydem muszę przyznać, że go za to objechałam. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że do niego i tak nic nie dotarło dlatego więcej już na niego nie będę strzępić ryja, bo szkoda zachodu. Totalnie.
Po powrocie do domu poszłam z psem na długi spacer, bo potrzebowałam się po prostu wyciszyć. Tzn. spacer był długi tylko z zamiaru, bo już rano był taki upał, że maksymalnie go skróciłam [spacer, nie upał], żeby nie męczyć mojego kochanego psiaka. Pobawiliśmy się w domu i też było w porządku.
Do pracy pojechałam wcześniej i wjechałam z buta do kierownika robić dymy. Mam dość opierdalania się pozostałych liderów i jasno i wyraźnie wyraziłam swoje zdanie. W sumie nie wiem po co, bo do niego i tak niewiele dociera, ale obiecał robić porządek. W pracy pizza, rozmowy i luz. Pracy mało. Jak już nie raz wspominałam nie lubię takich dni. O 20 zamknęłam magazyn, pojechałam podlać kwiatki u rodziców i wróciłam skonana do domu.
Naprawdę nie miałam siły na spacer z psem, ale musiałam. Jego dobro jest dla mnie najważniejsze. Wzięłam leki i uczyniłam to bardzo niechętnie. Wytwarza mi się do nich totalna awersja, bo się po prostu po nich źle czuję. Nie mam na szczęście efektów ubocznych, ale mój organizm naprawdę ciężko się do nich przyzwyczaja. Nigdy tak nie miałam. To chyba alkohol sprawił, że zawsze muszę brać końskie dawki leków i bardzo dobrze na nie reaguję. No nie wiem. Siadłam do kompa i odebrałam sobie z Epica FMa24 za okrągłe 0 zł. Ucieszyło mnie to, bo gra kosztuje 249 zł. Królowa promek, naprawdę.
Muszę się pochwalić, że dzisiaj osiągnęłam wielki sukces, ale nie mogę się pochwalić jaki, bo licho nie śpi. W każdym razie intensywnie nad czymś pracowałam od kilku tygodni, zamartwiałam się, nie mogłam spać i dosłownie poruszyłam niebo i ziemię, aby osiągnąć sukces i się udało. Szczerze? Byłam bliska płaczu. Co prawda jutro muszę bardzo wcześnie wstać, żeby wszystko dokończyć, ale jest naprawdę super. Jeden kłopot z głowy.
Żeby jednak nie było zbyt kolorowo to dobił mnie ZUS. Pisałam już o tym, że weryfikują moje zwolnienia lekarskie z ostatnich pięciu lat. Uważają, że gdy byłam w 2020 roku przez tydzień na L4 to pracowałam w tym czasie w firmie krzak, która nie istnieje już od dawna. Nie ma po niej nawet śladu w internecie. No i dzisiaj jak wróciłam z pracy to drżącymi ręcoma wyjęłam ze skrzynki list z ZUSu. Przysięgam, że byłam pewna, że list będzie o tym, że sprawa została umorzona i elo. Nie mam sobie nic do zarzucenia, nigdy nie pracowałam na zwolnieniu lekarskim, więc nie ma siły, żeby cokolwiek znaleźli. Tym bardziej od firmy, która nie istnieje.. Otwieram kopertę i co? I nico, bo to tylko ponaglenie dla firmy, która przypomnę już nie istnieje, aby szybciej dostarczyli informacje czy w tym nieszczęsnym 2020 roku pracowałam podczas L4. Nie wiem co mam o tym myśleć. Najbardziej boję się tego, że dostanę jakąś karę, od której będę musiała się odwoływać, bo naprawdę jestem niewinna. Liczyłam, że w końcu po tych kilku miesiącach sprawa zostanie zamknięta, ale nie. No i ciekawa jestem co będzie dalej. Nie wiem na co oni liczą pisząc do firmy, która nie istnieje na adres, pod którym teraz jest kwiaciarnia, kebab czy inne dziadostwo, nie pamiętam. Męczy mnie ta sytuacja, bo naprawdę się boję, że będę musiała się z nimi użerać. W końcu jak mam udowodnić, że nie pracowałam? Tym bardziej cztery lata temu? Przyjaciel, który jest prawnikiem ciągle mnie uspokaja, ale ja panikuję i tak. Wykończą mnie psychicznie, naprawdę. Ja rozumiem, że to ZUS, że procedury, że to trwa, że papierologia, ale.. Jestem tą sytuacją naprawdę wykończona. A najbardziej przeraża mnie wizja tego, że będę się z nimi po prostu użerać latami. Niejednokrotnie się czyta w internecie lub ogląda w tv jak to aparat państwowy dojeżdża ludzi i muszą w sądach udowadniać swoją niewinność. Mój strach osiąga niewyobrażalny rozmiar i przestaję sobie z nim radzić. Trzęsą mi się ręce, gdy wchodzę do klatki i mam sprawdzić skrzynkę. Bardzo źle to znoszę, naprawdę.
I tyle chyba. Miało być krótko, ale jakoś tak no.. Długo stukałam te słowa, bo ciężko mi się skoncentrować. Idę się położyć, bo potwornie boli mnie głowa i oczy. Czuję się totalną kupką nieszczęścia, ale tli się we mnie nadzieja, że w końcu wszystko zacznie się układać. Naprawdę. Jeszcze jej nie tracę.
Do juterka.
Nie panikuj, będzie dobrze.