Niby jesteś ateistą, ale nadal to, co cię określa, bierze się z chrześcijaństwa: takiego zaprzeczonego, ze znakiem minus.
Niby nie jesteś grzybiarzem, ale nadal wszystko kręci się wokół chodzenia po lasach i szukania grzybów, tylko takiego zaprzeczonego, ze znakiem minus.
Nie argumentuje się poprzez zaprzeczenie i odbicie lustrzane, bo dochodzimy do absurdu, w którym moim ulubionym kanałem TV będzie wyłączony telewizor.
Czy był w Australii(...)? Czy wykonał doświadczenie Younga? Czy sprawdził, że gps się pomyli (...)? Żadnej z tych rzeczy @assayer nie sprawdził, a wierzy w to wszystko.
Wszystkie wymienione powyżej tezy dają się falsyfikować i ostatecznie koroborować. To nic, że @assayer osobiście tego nie zrobił - wykonały to za niego niezależne ośrodki badawcze (a każdy kto by obalił chociaż jedną z powyższych tez zyskałby prestiż i pieniądze więc trudno podejrzewać wszystkich o spisek) a nawet jeżeli wciąż mu mało to może sam nadrobić wszystkie zaległości i osobiście przeprowadzić te eksperymenty. W przypadku religii (jakiejkolwiek) nie ma takiego komfortu bowiem czego byś nie zrobił tak czy siak nie sfalsyfikujesz istnienia Boga czy cudów Jezusa. To jest niemożliwe z samej natury świata i jego Stwórcy.
Dzięki za bardzo obszerny komentarz.
Wiem, że lustrzane odbicie to złudzenie. Już je porzuciłem: "dawno się w tym zorientował: droga, jaką odchodzi się z Rzymu to ta sama droga, która cię do Rzymu prowadzi. Zorientował się i poszedł sobie w inną stronę".
Piszesz: "możesz sam nadrobić wszystkie zaległości i osobiście przeprowadzić te eksperymenty". Nie sądzę, aby ktokolwiek poza samymi naukowcami (i pasjonatami-miliarderami) miał tyle środków i wolnego czasu, aby móc przyswoić wiedzę, zrozumieć i przynajmniej być świadkiem kluczowych eksperymentów/obserwacji w dziedzinach, kształtujących współczesny obraz świata. Kosmologia, fizyka kwantowa i relatywistyczna, biologia ewolucyjna i syntetyczna, badania nad mózgiem, nad sztuczną inteligencją - to tylko kilka dziedzin, na których współcześnie polegamy, które wciąż zmieniają obraz naszej rzeczywistości. Polegamy jednak głównie na relacjach z drugiej, trzeciej ręki. A to znaczy, że wiarygodność opieramy znów na autorytetach, jak w czasach dawnych religii...
Wiedza jest chyba dostępna, ale zarazem zbyt otchłannie ogromna, aby się do niej osobiście zbliżyć... Zadowalamy się przekonaniem, że "jakby co, to możemy"... i tak nam życie mija...
Ale to już jest nasza wina, nie nauki :)
Oczywiście, że nie wina nauki. Chodzi mi tylko o to, że wyniki badań naukowych jest bardzo trudno używać jako tworzywo do budowy spójnego światopoglądu, sensownego sposobu życia. Bo do tego trzebaby te wyniki bardzo dobrze rozumieć. A takie rozumienie jest poza zasięgiem większości z nas, a nawet poza zasięgiem samych naukowców (poza ich własnymi dziedzinami)...
@assayer wyhodował pięknego kwiatka, a ty nie zauważyłeś tabliczki "Nie deptać trawników" i uderzyłeś pewnie z buta.
Spokojnie, @lugoshi :) Nasza rozmowa dopiero się zaczęła.