Klikam sobie od niechcenia, wyszukując informacji innych od tych dotyczących 10 maja, koronawirusa, i hop – jest jedna. Nagłówek „Z obawy przed koronawirusem uciekł na bezludną wyspę” mnie zaciekawia.
Otóż przychodzi mi do głowy, że mózg bohatera tego materiału działa zgoła odmiennie od mojego, co nie oznacza, że jest on mniej sprawny. Interesuje mnie w tym momencie sama odmienność. I ciekawe byłoby też odkryć jak szeroka może być przestrzeń pomiędzy różnie działającymi umysłami.
Żródło OpenClipart-Vectors z Pixabay
Myślę sobie, że decydując się na 30 dniową ścisłą kwarantannę w swoim wyposażonym we wszelkie wygody mieszkaniu, spędziłby ją korzystniej zarówno dla ciała jak i ducha. Możliwość zarażenia w zamkniętym pomieszczeniu jest porównywalna do tej na bezludnej wyspie. Poza tym nasz bohater nie przeprowadził odpowiedniego riserczu, ponieważ wspomniana wyspa wcale nie jest bezludna, o czym można się przekonać używając Google Earth.
A oto widok z Google Maps z opcją Street View.
38°46'57.10"N 1°25'25.16"E
Logika podpowiada, że amator survivingu albo jest głupi albo kłamie twierdząc że wyspa jest bezludna, ponieważ przedstawione przeze mnie dowody świadczą na jego niekorzyść. Istnieje jeszcze jedna możliwość - cała ta historia powstała z intencją sprzedaży wierszówki.
Nie jest moim zamiarem wywoływanie afery, prowadzenie śledztwa ani więcej zajmowaniem się tą sprawą. Jak zawsze cicho i wężykiem zmierzam do upatrzonego celu, jakim jest manipulowanie informacją. Wygląda na to, że zanim opublikowano tę wiadomość, nikt nie zadbał o sprawdzenie jej wiarygodności a różne media bezmyślnie stosowały funkcję COPY/PAST. I niestety podejrzewam, że podobnie może być z wieloma innymi publikacjami.
Nie wiem jak jest dzisiaj, ale dawniej dziennikarzy opłacano za tzw. wierszówkę, tzn. od wiersza. Ich praca miała wiele wspólnego z akwizycją futryn plastikowych lub ubezpieczeń. Myślę, że wiele osób niechętnie podejmuje się podobnej profesji, w której na wynik końcowy wpływa głównie "intensywne reklamowanie produktu", czyli używając mało niezbyt wykwintnego języka – jego wciskanie. Często taka forma handlu nazywanego sprzedażą bezpośrednią kojarzy się z historycznym pojęciem "komiwojażer”. Niektórzy sprzedawcy preferują omamianie potencjalnej ofiary krasomówstwem, znajdując spełnienie w swojej misji. Mam tu na myśli głównie ekstrawertyków lubiących robienie wokół siebie wiele ogłupiającego klienta szumu.
W dużo gorszej sytuacji znajdują się introwertycy, zmuszani życiowymi okolicznościami mierzyć się z własnym upokorzeniem. Nadmienię w tym miejscu, że introwertyzm zdecydowanie nie jest zjawiskiem patologicznym, wymagającym „prostowania” czy kompleksem niższości, jak to postrzega wielu trenerów (od sprzedaży bezpośredniej) lecz rodzajem wrodzonej osobowości. Z tego powodu odsiew początkujących sprzedawców jest stosunkowo duży.
Wracając do dziennikarskiej profesji.
Zdaję sobie sprawę, że podobnie jak sprzedawcy garnków Zepter, aby utrzymać swoją pozycję w miejscu pracy, tak i dziennikarze muszą się wykazywać skutecznością. Od tego zależy również kondycja zatrudniającej ich firmy jak i ich samych.
Walka o informację godną publikacji jest jest więc zrozumiała, najlepiej niskimi kosztami jej uzyskania. Materiały często są zmyślane, manipulowane a sprzedawcy jak wszędzie bywają różni. A teraz sugeruję szybciutki przeglą linków bez wgłębiania się w szczegóły.
TVN24
msn
zdrowie
se
aktualnosci24
Jednoznacznie z nich wynika, że właściciele stron prawdopodobnie się wymieniają treściami, ale jakoś nie widzę pierwotnego źródła tego akurat materiału. Podejrzewam, że analogicznie może być z innymi informacjami, co kojarzy mi się z zachowaniem koronowirusa i tropieniem jego źródła po całej kuli ziemskiej. W podobny sposób można "tropić", pochodzenie kury i trasy jaką się "rozpylała" po całym świecie, łacznie w wyspami i wysepkami. Może Bart Rutkowski podjąłby się podobnej misji? W sprawie kury.
Mój Nieprzewidzianym wpis wzbogacony został o link do bardzo ciekawego filmu z prelekcją Dr. Olega Torsunowa, traktującego o wirusach, w szczególności o analizowanym przez niego przez wiele lat koronawirusie. Dziwne, że dwa dni po mojej publikacji pod linkiem do filmu pojawia się komunikat “Film niedostępny” a poniżej “Ten film jest prywatny”. Wygląda to tak, jakby autor i główny zainteresowany dzieleniem się wiedzy z innymi się rozmyślił i zrezygnował z jego publikacji. A może jest tak, że w niektórych krajach, z jakichś prawnych powodów film jest niedostępny. Przy czym jest on nadal dostępny na smartfonie. Dziwny jest ten świat.
38°46'57.10"N 1°25'25.16"E
Informacja w naszych czasach i realiach posiada wartość handlową, zastanawiający jest fakt jej bliskiej zeru cenie dla przeciętnego odbiorcy. Przecież jej zdobycie, obróbka i dystrybucja generują koszty których całkowita rekompensata nie jest możliwa. Np. przez parowanie z reklamowanymi treściami. Jeśli założyć, że logika ta ma swoje uzasadnienie to powstaje pytanie, kto i jaki ma interes w rozpowszechnianiu darmowych informacji? Jakie się za tym kryją intencje? Przecież podobno nic nie jest za darmo.
Codziennie jesteśmy bombardowani wiadomościami o ilości zainfekowanych, chorych, objętych kwarantanną, zgonach i czasem wyleczonych.
Absolutna większość mediów kopiuje i publikuje prawie te same lub analogiczne informacje, zmieniając cyfry i nazwiska zarażonych (choć niekoniecznie chorujących). Bez refleksji, że wszyscy jesteśmy "wypchani" wszelkiego rodzaju patogenami i nie ma znaczenia nazwisko nosiciela lecz kondycja jego układu odpornościowego. To ona ma kluczowe znaczenie w walce z epidemią. Ale o tym jakoś w mediach mało jest informacji... Sensacja, a najlepiej krwawa jest dla wielu ciekawsza niż wyważone emocjonalnie teksty.
W każdym społeczeństwie istnieje jakaś grupa nazywana alternatywną, niekoniecznie akceptująca wszystkie informacje publikowane w głównym nurcie. Jedni nadają im nazwę anty-systemowców, inni wyznawcami teorii spisowych, jak również "porąbanych" w zależności od ich "specjalizacji". Niezależnie od oceny przekonań jakie reprezentują, mają one wartościową według mnie cechę - ostrożność i próby interpretacji zjawisk w odmienny od mainstreamu sposób. Czyli myślenie, rozważanie, dociekanie i stawianie pytań. Może prowadzące do błędnych wniosków ale jednak myślenie. Bo bezmyślność i akceptacja wszystkiego bez cienia refleksji to mentalny stan charakteryzujący świat zwierząt. Dlatego przy każdej okazji namawiam do dociekania, pobudzania fantazji celem kruszenia dogmatycznych podstaw naszego światopoglądu.
"Idź za króliczkiem" i "A dokąd prowadzą te rurki?"
Do głównego nurtu przebija się nieśmiało teza, twierdząca że głównym problemem epidemii (ogólnie) nie jest jedynie kontakt z wirusem, lecz jak już wspominałem cherlawa odporność organizmu. Głównie powodowana stresem, brakiem witamin (głównie C i D), nadmiernym spożywaniem cukru i glutenu. Nie wydaje mi się, że zamykanie ludzi podczas kwarantanny na kilku metrach kwadratowych i stresowanie destrukcyjnymi informacjami w mediach wspomaga system odpornościowy. Gdybym był złośliwy zadałbym pytanie - Komu tak naprawdę zależy na straszeniu i stresowaniu ludzi, zamiast podnosić na duchu? A może to test na podatność, na ile ludzkość zniesie przykręcanie imadła? Może ta wiedza się kiedyś komu przyda? To tylko moje retoryczne pytania, bo wiadomo, że władza zawsze dba o obywatela.
Przypadkowo trafiłem dziś na opinię Zalwita w tym temacie.
Świetny artykuł. Dodam, że gdy człowiek się boi, a obecnie mamy pandemie strachu to nie myśli racjonalnie, a nawet ten jegomość co uciekł na "bezludną" wyspę może sobie wmawiać, że nie ma tam żadnych ludzi nawet jak do niego mówią. To jest doprawdy niesamowite jak można manipulować społeczeństwem poprzez mechanizmy psychologiczne.
Tylko dla tego, że ktoś siedzi w domu, to nie oznacza, że jest bezpieczny (ponoć w naszych domach dochodzi do całkiem sporej ilości wypadków) ale przez tą akcje będzie wymuszał na innych to samo bo przecież on cierpi, on się boi więc wszyscy inni mają się podporządkować by nie wyszło na jaw, że może to jego cierpienie jest bezsensowne co spowoduje jeszcze większe cierpienie osoby siedzącej w domu. Dodajmy do tego pułapkę utopionych kosztów i bach mamy przepis na potulnego siedzącego w domu.
W dzisiejszym świecie informacja nie jest za damo płacimy za nią swoim zaangażowaniem, nerwami, zdrowiem a nawet życiem (ponieważ np. wmówimy sobie symptomy korony lub zupełnie innej choroby, a to one będą naszym gwoździem do trumny). Tylko dla tego, że nie widzimy metki z ceną to w cale nie oznacza, że coś jest za darmo (to trochę tak jakby ktoś wyszedł z H&M w nowej kurtce i za nią nie zapłacił bo nie było na niej metki, przecież to absurd).
@tipu curate
Upvoted 👌 (Mana: 21/28)
Dziękuję
Temat można rozwinąć, ale w moim wydaniu to może być ryzykowne, bo mogę skopać temat.
W każdym razie, widzimy z naszego podwórka jakie efekty ma rozdawnictwo ważnych funkcji niedokształconym idiotom. Prostytucja polityczna - posłuszeństwo za stanowiska.
A tak swoją drogą to informacja jako towar jest dostępna tylko samym swoim, mam wrażenie, że większość nie zasłużyła na ten zaszczyt. Naszym zadaniem jest trzymać się stada w kolejce do strzyżenia a myślenie mamy zostawić dbającym przecież o nasz interes władzy. Wiemy jak kończą ci, którzy dociekają dokąd prowadzą te rurki. To z Wyspy.