Wstęp
Tia... Kiedyś to musiało się stać. Stanąłem na wadze i co ja patrzę? 101,5kg?? Pierwsza myśl: Trzeba coś z tym zrobić ;) Tylko który to już raz...? Za każdym razem jednak poprzeczka się podnosiła. 94 i zmagania z odchudzaniem do 86, potem 96 i zjazd do 89. A teraz TO! 101,5kg. W tym 31,5% tkanki tłuszczowej! FUJ!
Do tego mój wspaniały zegarek sportowy napisał mi, że mój wiek sprawnościowy to 69 lat... Tego już zrobiło się za wiele.
Ponieważ jestem doświaczony w zabawie w odchudzanie (jak wspomniałem nie jest to pierwsza moja próba) wiem, że łatwo nie będzie. Tym bardziej, że liczenie kalorii to mega nuda dla mnie a komponowanie posiłków pod kątem optymalnych proporcji węgle / białko / tłuszcze to mordęga i ciężki temat dla kogoś kto lubi jeść. Tym razem postanowiłem zrobić inaczej i nie nastawiać się na "odchudzanie się" jako celu samym w sobie. Postanowiłem, że odchudzę się jakby przy okazji. Prawdziwy cel to pozyskanie sprawności biegowej, tak aby w tym roku komfortowo biegać 10km nie plując przy tym krwią, i nie czołgając się do mety. Oczywiście nie obędzie się bez zmian w diecie i lepszym organizowaniu tego ile i co się je. Jednak tym razem ten aspekt będzie narzędziem a nie celem głównym.
Dodam, że patrząc na mój wzrost, górny zakres prawidłowej wagi według BMI to jakieś 76kg. Wyżej zaczyna się już nadwaga. Trochę ciężkie wyzwanie. Na razie krótkoterminowo plan jest taki aby zbliżyć się do 90kg. Następnie w średnioterminowym planie ustabilizować się na poziomie 85kg, co i tak będzie solidną nadwagą. Ale nie otyłością jak obecnie.
Nie chcę na siłę zanudzać i nabijać postów pustymi informacjami ile mam w pasie albo ile mam na wadze... To informacje towarzyszące tematowi przewodniemu czyli aktywności biegowej. Dzisiaj taka zajawka tematu, dajcie znać czy ktoś to będzie czytał :) Ja chyba jakąś formę pamiętnika chętnie bym przyjął, chociażby dla własnej przyjemności jego przeczytania już po osiągnięciu (mam nadzieję, że się uda) kolejnych celów. Myślę, że popełnię jakiś wpis z tej serii nie częściej niż co miesiąc. Oczywiście z perspektywy totalnego nooba w temacie. Ot! Taki pamiętnik na przyszłość.
A może jest ktoś tutaj, kto też walczy ze sobą a raczej ze swoją "oponką" jak to się ładnie nazywa. A może jest jakiś biegacz, który będzie chciał się podzielić swoimi radami, wnioskami.
Żeby zarysować poziom z jakiego startujemy... Specjalnym leniem i kanapowcem nie jestem. Ruszam się w miarę, głównie rower. Najdłuższa trasa pokonana w ciągu dnia na rowerze 215km, Ilość km w ostatnim roku 2,5 - 3 tysiące km. Z bieganiem mi nie było po drodze do tej pory (były jakieś próby ale nie wychodziło...). Czasami basen, spacery, góry.
Etap I
No. To by było na tyle tytułem zajawki. Tak oto dotarliśmy do momentu kiedy stoję na tej wadze i patrzę na te 101,5kg... To było 30 stycznia 2018. Zszedłem z niej, ubrałem się i pojechałem kupić buty do biegania (w skrócie, proces ten trwał cały dzień, ale zamknąłem się w jednym dniu). I tak 31 stycznia poszedłem pierwszy raz "biegać" ;) No truchtać, dreptać, jakoś tak przebierać kończynami.
Ogólnie - masakra. Tętno to the moon, kadencja wręcz w przeciwnym kierunku. Wykres przygotowanie treningowe sugeruje, że nie jest najgorzej ale mogłoby być lepiej.
Od tego czasu minęło już prawie trzy tygodnie. Tablekę z odbytymi treningami przedstawiam poniżej.
Poza biegami wpadło jeszcze kilka razy 50km rowerem, jakieś cardio na maszynie eliptycznej.
Dostrzegam w danych w tej tabelce pewną nadzieję :) widać sporą poprawę osiągów w kolejnych biegach w stosunku do pierwszego. Według zegarka mój wiek sprawnościowy to 45 lat na chwilę obecną. Pojawiają się więc jakieś pozytywne informacje. Gdyż jest to już tylko 1 rok więcej od stanu faktycznego.
Wykres przygotowania treningowego podczas ostatniego biegu wygląda już znacznie lepiej.
A tak prezentuje się rozwój sytuacji jeżeli chodzi o obciążenie organizmu treningiem
No i tak to na dzisiaj wygląda. Tu jestem, czyli jeszcze w głębokim lesie. Ale zaczyna przebijać się światełko przez korony drzew :)
Trzymam kciuki, również walczę z wagą, niestety z biegania musiałem zrezygnować. Najważniejsze złapać motywację, pobudzić organizm do działania i z każdym dniem będzie łatwiej. Z uwagą będę czekał jak sytuacja się rozwinie, zapraszam również do śledzenia moich postępów.
Cześć :) Czyli można powiedzieć - witaj w klubie. U mnie złapanie motywacji to łatwiejsza sprawa, najgorzej ją później utrzymać. Pojawiają się efekty, jest spadek na wadze - mózg mówi: "jest fajnie" możesz trochę zluzować... no nie licz już tych kawałków pizzy" :) i potem już z górki. Znowu przybywa na wadze, zawsze z większym impetem. Dlatego teraz, tak jak napisałem, nacisk kładę na inny cel główny, a ubytek masy powinien pojawić się przy okazji. Z samym bieganiem jest problem związany z wagą - stawy kolanowe, skokowe itd mocno obrywają. Dlatego narazie okres delikatnej adaptacji, bez szaleństw.
Twoje postępy również będę śledził, trzymam kciuki!
Praca przy komputerze, dzieci i hobby nie ułatwiają mi dbania o siebie. Dlatego od listopada jeżdżę chleb rowerem do pracy, 20 km w jedną stronę. Nie chudnę, ale czuję się coraz lepiej. Od tygodnia nie jem słodyczy, zobaczymy co z tego wyjdzie.
Dokładnie, dodaj do tego jeszcze pracę w domu, jak w moim przypadku, czyli musisz przemieścić się jedynie z sypialni do pokoju gdzie pracujesz :) Tętno skacze max o 10 uderzeń :D
Dobry patent to drążek przy drzwiach i każde przejście kosztuje określoną liczbę podciągnięć (dostosowaną do aktualnych możliwości) ;)
W sumie ciekawe dlaczego nie chudniesz? 20km spokojnego kręcenia (przed pracą raczej na spokojnie, żeby się nie zapocić zbytnio ;) ) w niskim tętnie powinno dać doskonałe efekty w tej materii. A już 2x dziennie to na oko 1000kcal na minusie
Nie jeżdżę na spokojnie :)
Sporo górek, światła hamują etc. Na spokojnie jechałbym z 90-100 minut, a tam to 60-70.
To może stąd efekt małego ubytku wagi. Za wysokie tętno. Masz w pracy ciuchy na zmianę i prysznic?
Tak, wożę ze sobą. Mam rower który ma udźwignąć mnie, moje ubrania, trochę narzędzi i 10 bochenków chleba.
W zasadzie nie zacząłem jeździć żeby schudnąć, więc brak utraty wagi nie jest dla mnie wielkim problemem. Chcę za to na dwóch górkach być w stanie wyjechać bez wypluwania sobie płuc na szczycie. W pierwszej brakuje mi jeszcze około 50 metrów, w drugiej około 200. Jak dojdę zaś do tego stanu, pewnie spróbuję przyspieszać nieco, żeby zejść poniżej godziny. 60-70 minut jest satysfakcjonujące (mniej więcej tyle co komunikacja miejska), ale 50-60 byłoby bardzo satysfakcjonujące :D
Choć póki co mam wrażenie, że głównym problemem są światła, nie ja. Musiałbym znaleźć inną trasę, ale ta co mam jest dość optymalna i na prawie całej długości ma ścieżkę lub buspas, którym mogę jechać, lub jest na tyle szeroka, że nikomu nie przeszkadzam.
Rozumiem. Trzymam kciuki za sukces. Każdy ma swoje cele
Trzymam kciuki :)
Jest tutaj kilka osób walczących już... ja też muszę, póki co mam wymówkę bo leje od dłuższego czasu ale Twój post pobudził bardziej moją chęć poczynienia odpowiednich zmian.
No pogoda, ona sprzyja kreowaniu wymówek ;) Trzeba zaciskać poślady i ruszać w drogę. U nas temperatura ujemna ale nie ma że boli.
Oglądałem mapkę i muszę powiedzieć, że ciężko tam u Ciebie o łatwe trasy, dużo pod górkę :)
Wiem, ale niektórym takie trasy pod górkę odpowiadają, tym bardziej wyćwiczonym ;) Adam biegał z mojego domu na Angelokastro w Krini i wracał zanim obiad zrobiłam... szacun normalnie. Też miał zegarek więc na pewno wrzucił swoje biegi do sieci, oglądaliśmy też jak radzą sobie tutaj rowerzyści.
Więc tak jak mówisz trza zacisnąć pośladki i ruszać w drogę bo co tak będę od Was odstawać :)
A to tak, dla wytrenowanych to już inaczej. Piszę pod kątem rozpoczynania przygody. Jak teraz mam przed sobą podbieg, to zamykam oczy i udaję, że mnie tu nie ma i że to nie moje serducho chce ze mnie wyskoczyć :D
Zakładaj gacie, jakieś buty i w drogę :D u Bonda będą mieli chyba o czym opowiadać ;)
Każdy sposób jest dobry jeśli prowadzi do celu :)
Działaj a ja też zacznę!
Matko... jak sobie wyobrażę ten podbieg do Krini tymi zakrętami przez Prinilas to mnie wszystko boli. Fajną pętle można zrobić (może tak biegł Adam) wracając do Ciebie przez Vatonies. 13 km ale podbiegów 500m czyli tyle co w Chorzowie robi się przez 10 - 15 treningów na moim poziomie. Chyba tam wpadniemy do Ciebie na biegowy obóz przetrwania :D
Wpadajcie!!! :D
Przez Vatonies nie biegł, normalnie według mapy co mu pokazałam w domu, cały czas szosą, koło Bonda na Prinilas pod górkę cały czas prawie aż do Krini, na Angelokastro do góry i z powrotem, był bez telefonu i bez wody, ale wrócił bardzo zadowolony bo widoki cudowne :)
W Afionas i Arillas też był truchcikiem ;)
Afionas to ten ładny punkt widokowy na drugim końcu zatoki co jest tak ostro pod górkę? A Arillas jeszcze dalej następny kurort jakby? KILLER :D
Dokładnie :)
Zanim się rodzina wykąpała w Agios już był z powrotem ręczniki podać ;)
Chętnie poczytam o twoich zmaganiach. Nigdy nie miałam problemu zrzucenia. Raczej odwrotnie. I zawsze bardzo szanuje tych którzy to robią bo nagle poczuli że chce być zdrowi. Bo to jest najważniejsze. Super że wstaniesz te statystyki. To daje poczucie że nie jest to post po to by sobie napisać o nosnej sprawie. Gdybyś potrzebował motywacji daj znać! Czasem jestem ekspertem w szukaniu jej w sobie. Do sportu rzecz jasna! Powodzenia
Ja mam sporą tendencję chyba do nabierania wagi, do tego złe nawyki żywieniowe, deficyt ruchu, siedząca praca, wiek i spowolnienie metabolizmu itd itd. No i trochę sobie taki stan wypracowałem.
Na wsparcie dla utrzymania motywacji czas przyjdzie na 100% - myślę, że właśnie w tym tkwi problem części ludzi - nie brak siły, kontuzja, choroba czy coś podobnego, a właśnie zanikająca z biegiem czasu motywacja i brak konsekwencji. Wpadłem na pomysł tego "pamiętnika" właśnie dlatego, żeby mieć dodatkowy "impuls" do działania, "bo może ktoś czeka na wpis, wyniki itd". Dzięki!
A propos, szukając materiałów do nowego posta, znalazłam ostatnio ciekawą aplikację do biegania. Zamiast biegać dla samego biegania, uciekasz przed zombie ;) Aplikacja wykorzystuje GPS i elementy Twojego otoczenia, żeby wprowadzić Cię w stan gry ;)
:D Ciekawe! Aż wygooglowałem - chodzi o Zombies, Run!? Jak już osiągnę jakiś poziom biegowy to może ją wypróbuję. Ma fajne recenzje, dzięki za pomysł ;)
Co do biegania dla samego biegania - zawsze miałem z tym problem, właśnie brak jakiegoś celu i chyba przez to zapał znikał. Tym razem nakreśliłem sobie konkretne cele sportowe - tak jak pisałem w poście - po to aby uniknąć drugiego rodzaju efektu w stylu "jest zredukowana waga, mogę odpuścić".
Trzymam kciuki ! Uważaj na kolana podczas biegania !!! Dobre buty to podstawa👍
Dzięki, masz rację. Tym razem trochę doinwestowałem obuwie (jak na moje możliwości finansowe). Jest wygodny but treningowy ze sporą amortyzacją. Na chwilę obecną kolana czują się jakbym wcale nie zaczynał przygody z bieganiem. Jest super!
Dzisiaj trochę pobiegane. 7.33km w 55 minut w interwałach 3:15 bieg / 0:55 marsz. 700kcal spalone.
można powiedzieć że odmłodniałem już do swojego wieku biologicznego :) Teraz będę kierował się w kierunku sprawnościowego nastolatka ;)
Usilnie pracuję nad ustabilizowaniem rytmu biegu. Na razie trzymam się jak najbliżej 170spm co widać na rysunku
bardzo pomaga mi w tym Spotify Running. Ustawiam sobie czego chcę słuchać i rytm w jakim chcę biegać. I ogień!